wtorek, 30 maja 2017

0-8

Szłam po chodniku co jakiś czas przecierając policzki z łez. Doszłam do domu, zamknęłam drzwi na klucz i usiadłam przed dokumentami, które leżały na stole w kuchni. Złożyłam powyginane od wody kartki w teczkę i odłożyłam je na stolik.
Wyszłam na korytarz i kierując się w stronę swojego pokoju, stanęłam zdezorientowana.
Seunggi pogrążony w jednej ze swoich książek siedział na schodach. Nie wiedząc co zrobić, stałam tam i wpatrywałam się w mojego brata. Chłopak powoli odkręcił głowę w moją stronę, ukazując zmęczoną twarz. Na jego policzkach widoczne były ścieżki, po których jeszcze kilka minut temu płynęły łzy. Białka poczerwieniały, a żyłki, które przeważnie były niewidoczne, płonęły. Schyliłam głowę, próbując uniknąć jego spojrzenia i ruszyłam przed siebie. Minęłam go bez słowa, słysząc jak się podnosi.
- Kilka dni temu poszedłem do niego żeby wyjaśnić całą sytuację. - usłyszałam za plecami. Stanęłam i odwracając się, napotkałam na plecy chłopaka. - Wiedziałem, że od dłuższego czasu wychodzicie coraz więcej. Wcale się z tym nie krył. - pokręcił głową, opadając na schody. - Przyznał, że się zakochał. - Seunggi wziął głęboki oddech i rozpłakał się, chowając twarz w dłonie. Widząc jak cierpi, zeszłam niżej, siadając obok niego i obejmując go ramieniem, poklepywałam co jakiś czas jego plecy.
- Przepraszam, to moja wina. - powiedziałam cicho.
- Nie. - zaprzeczył. Spoglądając na mnie szklistym wzrokiem, pokiwał głową. - Ten kretyn odpowiada za to co zrobił. Nie mogłaś wiedzieć. - zdobył się na słaby uśmiech. - Oboje nas oszukał.
- Seunggi.. - przytuliłam go mocno i gładząc jego włosy, czułam jak jego oddech powoli się normuje.
- Pójdę już do siebie. - odsunął się ode mnie dyskretnie, podniósł się i ucałował mnie w czubek głowy. - Uważaj na facetów Nawoon, to kretyni. - zszedł na dół i udał się do swojego pokoju, zostawiając mnie samą. Czując w głębi duszy żal, schowałam się w swoim pokoju. Biorąc ciepłą kąpiel, położyłam się do łóżka i nie wiedząc kiedy, zasnęłam.

[popołudnie]

Przeczesałam dłonią włosy, związując je w kucyk z tyłu głowy. Kilka pasm przylepiło się do mojego spoconego czoła. Dzisiejszy dzień był wyjątkowo ciepły. Temperatura mogła dochodzić do około dwudziestu siedmiu stopni. Bezchmurne niebo nie wskazywało na nadejście szybkiego ochłodzenia, a delikatne podmuchy wiatru nie dawały upragnionego chłodu. Schowałam się przez chwilę w cień drzewa, opierając plecy o korę, przymknęłam powieki. Zaczęłam oddychać wolniej. Ciepło, które wrzało w moim ciele przeszło, a ja poczułam się lepiej. Otworzyłam oczy. Jego dłoń wyciągnięta kilka centymetrów ode mnie, trzymała butelkę wody.
- Proszę, napij się. - przyznał cicho, podsuwając mi napój. Wzięłam butelkę, wylałam trochę na dłoń i przetarłam nią twarz. Upijając kilka łuków ze środka, przyglądałam się nieznajomemu, który od jakiegoś czasu zjawiał się tutaj codziennie. Ubrany w czarną koszulkę, szare spodenki, z cienkim łańcuszkiem na szyi. Stał przede mną, wpatrując się w czynności, które wykonuję. Jego oczy rejestrowały każdy mój ruch, a twarz wydawała się niewzruszona.
- Dziękuję za wodę. - przyznałam, delikatnie się uśmiechając.
- Wydaje mi się, że byłoby lepiej, gdybyś zdjęła swoją bluzę. - powiedział, wskazując głowę na moje długie rękawy. Spojrzałam na swoje dłonie i czym prędzej schowałam je w kieszenie spodenek.
- To nie jest konieczne. - odpowiedziałam.
- Skoro tak uważasz. - wzruszył ramionami i odwrócił się na wyjścia.
- Hej, poczekaj. - poszłam za nim, zaczepiając rękaw jego koszulki. Chłopak odwrócił się i spojrzał na mnie swoim tajemniczym, brązowym wzrokiem.
- Tak ? - spytał.
- Jak masz na imię? - zapytałam z ciekawością. Brunet spuścił głowę z delikatnym uśmiechem, aby po chwili odejść. - Hej! - krzyknęłam za nim. Chłopak jednak nie zareagował, idąc dalej. - Pięknie. - burknęłam pod nosem lekko zirytowana i kierując się do biura, usiadłam przy biurku. Odchyliłam się na fotelu i wpatrując się w sufit, próbowałam skupić myśli na pracy. Nie wiem ile czasu próbowałam to zrobić, za każdym razem schodziły one na inny tor. Na początku rozmyślałam o Seunggi i Taehyungu. Później jednak skupiłam całą swoją uwagę na nieznajomym. Próbując przywołać jego obraz, zobaczyłam go przez oczyma. Brązowe włosy poddały się powiewowi wiatru, brązowe oczy niczym zwierciadło jego duszy spoglądały na wprost. Koncentrowały się na jakimś ruchu, poruszając niespokojnie. Na górnej wardze zauważyłam małe znamię. W tej chwili jego usta rozchyliły się, pozostawiając pomiędzy wargami niewielką przerwę. Uśmiechnął się. W jego policzkach zobaczyłam słodkie dołeczki.
- O kim myślisz? - męski głos Seunggi wyrwał mnie z rozmyślań. Skierowałam wzrok z sufitu w jego stronę.
- O Tobie. - skłamałam.
- Nigdy nie uśmiechałaś się tak na mój widok. - przyznał, siadając przez biurkiem. Czułam jak na moją twarz wkrada się rumieniec. - Widzisz, o ty mówię. - wskazał na moje, czerwieniące się od wstydu policzki.
- Jak się czujesz? - spytałam, podając mu teczkę kserokopii. Spojrzał na mnie spod grzywki, która spadała mu na oczy.
- Doszedłem do wniosku, że nie warto się smucić. - przyznał, a uśmiech rozpromienił jego twarz.
- Może wybierzemy się dziś na jakąś wycieczkę? - zaproponowałam.
- Chciałbym, ale mam małe urwanie głowy. - powiedział, biorąc teczkę pod pachę. - Może przejdź się z tym chłopakiem.
- Jakim? - zdziwiłam się.
- Z tym, które wywołuje na twojej twarzy ten promienny uśmiech. - przyznał, stając w progu. - Uważaj na siebie, pa.
- Pa. - pożegnałam go i biorąc w wolną dłoń telefon, wybrałam numer zaznajomionej weterynarii.
 Czekając dwa sygnały, usłyszałam po drugiej stronie ciepły, kobiecy głos.
- Witam, Hong Nawoon. - przedstawiłam się. - Wczoraj do waszej weterynarii trafiła sowa z naszego rezerwatu.
- Ah tak, podam panią Sunyoung to telefonu. - przyznała. Po raz kolejny czekałam nim po drugiej stronie usłyszałam znajomy, kobiecy głosik.
- Posłuchaj Nawoon, jeszcze do końca nie wiemy co stało się waszej sowie, ale podejrzewam, że to ze starości - przyznała.
- Do tej pory wszystko było dobrze. - powiedziałam. Martwiłam się. Była jedną z ulubienic mojego dziadka, a zarazem stała się tą ulubioną Seunggi.
- Nie przejmuj się. - pocieszyła mnie. - Zrobimy wszystko żeby podtrzymać ją przy życiu.
- Jeśli będziesz wiedzieć coś więcej, proszę, zadzwoń.
- Tak zrobię. - przytaknęła. - Pa Nawoon.
- Pa. - rozłączyłam się, odkładając telefon do stacji lądującej. Zbierając dokumenty, schowałam je w sejfie i biorąc nogi za pas, czym prędzej wyszłam z pracy. Doszłam do domu, wzięłam prysznic i przebierając się w czyste ubrania, usiadłam na ławce przed domem. Kolejny wieczór zbliżał się szybkimi krokami, pochłaniając już pierwsze promienie zachodzącego słońca. Nie chcąc spędzić go w samotności, podniosłam się i wsiadając do metra, przejechałam kilka stacji. Kupując po drodze dobry alkohol, zapukałam w końcu do drzwi dobrze znanej mi dormy. Czekałam kilka sekund nim ustąpiły pod dłonią kogoś po drugiej stronie. Z uśmiechem powitałam Jaebuma, który przytulił mnie za progiem i zaprosił do środka. Usiadłam z nim w salonie i czekając na powrót reszty naszych przyjaciół, zdążyliśmy zamówić coś do jedzenia. Kiedy reszta pojawiła się w środku, zapanował chaos. Jinyoung dopadł kilka butelek piwa i otwierając je bez pozwolenia Jaebuma, postawił przed każdym po jednej.
- Pijemy. - powiedział z uśmiechem, zdejmując kurtkę i zajmując miejsce obok Bama, podał mu butelkę. Przypominając sobie kilka ostatnich chwil w ich towarzystwie, zaśmiałam się. Jinyoung spojrzał w moją stronę wyzywająco podnosząc jedną brew. Za pierwszym razem nie wiedziałam o co może mu chodzić. Byłam wtedy bardziej nieśmiała, pod kontrolą rodziców i nadopiekuńczego brata. Chłopak jednak przyjął mnie z otwartymi ramionami, nauczył jak dobrze się bawić, z nim, czy bez, z używkami czy bez nich. Chwyciłam pewnie butelkę i kierując wzrok w stronę Kibuma, wręczyłam mu wolną, otwartą butelkę. - Tym razem przegrany płaci za jedzenie. - powiedział w końcu, podnosząc piwo do góry. - Start.
Przechyliłam butelkę do ust i chcąc jak najszybciej wypić piwo, odstawiłam ją zaraz po Jinyongu.
Patrzeliśmy kolejno na osoby opróżniające butelki i jednogłośnie stwierdziliśmy, że to kolej Youngjae.
- Mówiłem, że jestem w tym beznadziejny. - odpowiedział, idąc po portfel.
- Zawsze tak mówi, jak przegrywa. - przyznał Bam, biorąc kolejne piwo. - Jak w rezerwacie?
- Wszystko dobrze. - przyznałam, mijając się z prawdą. Dzwonek do ich drwi zadzwonił, a Youngjae zbiegła na dół. Odebrał zamówienie i stawiając je na stole, usiadł na podłodze, przed stolikiem.
Zajadając się kurczakiem, ryżem i różnymi strączkami, rozmawialiśmy o różnych rzeczach, przechodząc po chwili do wspomnień. Obiecaliśmy sobie, że w wolnej chwili wybierzemy się w jakieś piękne miejsce. Może nawet odwiedzimy Europę i Somi. Dużymi krokami zbliżała się dwudziesta trzecia. Słysząc dzwonek swojej komórki, podeszłam do kurtki, którą zostawiłam w korytarzu i odebrałam.
- Hej, Nawoon, obudziłem cię? - spytał chłopak.
- Nie Yoongi. - przyznałam. - Coś się stało?
- Chciałem zaprosić cię na imprezę u nas. - powiedział.
- Nawoon, chodź do nas, co robisz? - w korytarzu stanął Jinyoung. Skrzywił się widząc, że rozmawiam przez telefon i podszedł bliżej, zabierając mi go z rąk.
- Nawoon jest w tej chwili nieosiągalna. - przyznał i rozłączając rozmówcę, oddał mi telefon. - Chodź do nas. - złapał mnie za rękę i zaprowadził do salonu. Usiadł obok Bama, a mi kazał zająć miejsce obok Kibuma. Widziałam, że chce żebym dobrze się bawiła. Zmuszając mnie jednak do tego zajęcia, odebrał mi całą chęć znajdowania się w jego towarzystwie. Wyjęłam więc telefon i pisząc ukradkiem SMSa do Yoongiego, czekałam na odpowiedź, mając nadzieję, że nie jest zły za zaistniałą wcześniej sytuację.
[N] Przepraszam cię. Jinyoung chce żebym dobrze się bawiła. Jesteś zły?
[Y] Pewnie, że nie. A dobrze się bawisz?
[N] Nie do końca.
[Y] Wpadnij do nas.
[N] Jak mam to zrobić? Nie wymknę się niezauważona.
[Y] Przyjść po Ciebie?
[N] Nie fatyguj się, jakoś dam radę.
[Y] Czekam ;).
Popatrzyłam po chłopakach i chowając telefon do kieszeni, spojrzałam w stronę Jaebuma.
- Muszę już iść, przepraszam was. - przyznałam, podnosząc się z kanapy.
- Zostań jeszcze. - odezwał się Youngjae.
- Dziękuję wam za dobrą zabawę, ale muszę już iść. - obstałam przy swoim. Ubrałam kurtkę i żegnając chłopaków, wyszłam za zewnątrz. Przeszłam na stację metra i w oczekiwaniu na odpowiedni pojazd, usiadłam na ławce. Nagle obok mnie zjawił się Kibum. Spojrzał na mnie spokojnym wzrokiem i chowając dłonie w kieszeniach, chciał coś powiedzieć, po chwili jednak zrezygnował.
- Kiedy ostatnio u mnie byliście, byłeś poważny i cichy. - przyznałam.
- Masz rację. - powiedział.
- To z powodu innego towarzystwa?
- Nie chodzi o towarzystwo. - ponownie na mnie spojrzał. - Tu chodzi tylko o jedną osobę.
- O kogo? - spytałam zaciekawiona.
- Właśnie do niego idziesz. - przyznał, odwracając głowę na wprost. Jego wzrok spoczął na przeciwległej ścianie.
- Skąd...
- Widziałem. - powiedział.
- Jesteś kolejną osobą, która mnie przed nim ostrzega. - przyznałam. - Jesteśmy przyjaciółmi, myślisz, że mógłby mnie skrzywdzić?
- On jest twoim wrogiem. - powiedział ostro chłopak. Podniosłam się, powodując, że jego spojrzenie spoczęło na mojej osobie.
- Wolę mieć prawdziwych wrogów niż sztucznych przyjaciół.
Wsiadłam do wagonu, zostawiając Kibuma na ławce. Usiadłam na siedzeniu i ściskając telefon w dłoni, wyszłam z metra kilka stacji dalej. Widząc przychodzące połączenie od Yoongiego, wyłączyłam telefon i ukrywając się w swoim pokoju, zagłębiłam się w książce.