wtorek, 6 czerwca 2017

1-3

Oderwałam się od niego zaskoczona. Chłopak poprawił swoją maseczkę, ponownie zakrywając swoją twarz, odwrócił się na pięcie i zostawiając mnie pełną sprzeczności, skierował się w głębszą stronę parku.
- Zaczekaj! - krzyknęłam za nim. Brunet jednak pozostał obojętny na moje wołanie, więc zebrałam się w sobie i pobiegłam w jego stronę. Zatrzymując go przy wyjściu w parku, szarpnęłam jego rękaw. - Hej!
Odwrócił się do mnie. Spojrzał spod swojej czapki, ściągnął maseczkę, wkładając ją do kieszeni, a jego wzrok pozostał obojętny.
- Słuchaj, przepraszam cię za to co stało się kilka sekund temu. - przyznał. - Nie chcę żebyś robiła sobie jakiekolwiek nadzieje. - westchnął. - Nie interesujesz mnie.
Stałam w bezruchu, wpatrując się w jego oczy i poruszające się usta. Każde jego słowo było niczym szpilka, którą ktoś dźga kawałek mojego serca odpowiedzialny za zaufanie. Zacisnęłam lewą dłoń w pięść, a prawą odchyliłam do tyłu. Zamachnęłam się, uderzając bruneta w twarz. Jego głowa odskoczyła, pozostając w tej pozycji kilka sekund. Odwróciłam się, zagryzając zęby i biorąc w dłonie telefon, wybrałam numer Taehyunga. Odebrał po kilku sygnałach.
- Nawoon? - zdziwił się. Słysząc głos chłopaka, chciałam się rozłączyć. W końcu dotarło do mnie, że nie powinnam do niego dzwonić.
- Pomyłka. - rozłączyłam się szybko, uderzając otwartą dłonią w czoło. Kretynka. - pomyślałam. Droga do domu dłużyła mi się w nieskończoność. Miałam jednak trochę czasu na przemyślenie tego co powiedział mi Hoseok. Na początku bolało mnie każde jego słowo, która wspomniałam, później jednak uświadamiając sobie, że znaliśmy się tylko z imienia, wszystko traciło sens. Przechodząc przez drzwi mojego pokoju, spojrzałam na zegarek. Mijała dwudziesta druga czterdzieści dwie. Spojrzałam w stronę okna wychodzącego na ulicę. Był piątkowy wieczór. Najlepsze imprezy w stolicy rozpoczynały się po godzinie dwudziestej. Uśmiechnęłam się pod nosem i wyjmując z szafy zestaw, którego dawno nie ubierałam, przejrzałam się w lustrze. Dawno nie miałam na sobie krótkich spodenek, tym bardziej od czasów śmierci dziadków nie uczestniczyłam w żadnej, większej imprezie. Zabrałam komórkę i zbiegając na dół, włożyłam kilka banknotów do jednej z kieszeni kurtki.
Nim dotarłam na miejsce, zaczepiło mnie kilku facetów. Pozbyłam się potencjalnych adoratorów i stając przed drzwiami klubu, ominęłam kolejkę.
- Cześć. - machnęłam do ochroniarza. Stał z niewzruszoną miną, po czym mocno mnie przytulił.
- Nie myślałem, że jeszcze cię tutaj spotkam. - przyznał. W końcu na jego młodej twarzy pojawił się uśmiech.
- A jednak. - przytaknęłam. - Wpuścisz mnie?
- Jak pójdziesz ze mną na kawę. - puścił mi oczko.
- Co na to twoja dziewczyna? - zaśmiałam się, nie zwracając uwagi na tłoczących się ludzi w kolejce przed klubem.
- Rozstaliśmy się dwa miesiące temu. - odpowiedział. - Uciekła ze swoim nowym gachem.
- Tego kwiatu, pół światu. - przyznałam. - O której kończysz?
- Jestem tu do samego końca.
- Jeśli wytrzymam, napijemy się pod koniec imprezy. - obiecałam nim weszłam do środka. Przeszłam przez korytarz oświetlony niebieskimi neonami, słysząc głośną muzykę elektroniczną. Wchodząc na salę wypełnioną po brzegi młodymi Koreańczykami, przecisnęłam się do baru. Opierając dłonie na podświetlonym na biało blacie, rozejrzałam się w poszukiwaniu barmana. Widząc go, podniosłam dwa palce, rozchylając je i czekając aż podejdzie do mnie z kieliszkiem wódki, wsłuchałam się w piosenkę na parkiecie. Chłopak stanął przede mną z uśmiechem, stawiając na barze dwie pełne pięćdziesiątki.
- Na zdrowie! - krzyknął, biorąc kieliszek w swoją dłoń. Oboje wypiliśmy wódkę w tym samym czasie odstawiając kieliszki na blat. Uśmiechnął się, nalewając mi kolejną porcję.
- Baw się dobrze. - nachylił się i krzyknął, próbując przekrzyczeć muzykę. Uniosłam kieliszek w górę, pijąc za jego zdrowie i czując dłoń na plecach. odwróciłam głowę w stronę zaczepiającego. Jego czarne włosy spływały delikatnie na czoło. Odstawił pustą szklankę na ladę barową, siadając obok mnie, zamówił dwie porcje whiskey. Podsunął mi jedną z nich, a drugą wypił za jednym zamachem. Spojrzałam w szklankę, wypijając jej zawartość na drwa razy i wróciłam wzrokiem do chłopaka. Wyciągnął dłoń w moją stronę, proponując wyjście na parkiet. Podniosłam się, łapiąc się go niepewnie. Gdzieś w głębi serca czułam, że nie ma dobrych zamiarów, pomimo tego, chciałam dobrze się bawić, a on był jedną z osób, które zdążyłam poznać. Muzyka jakby zwolniła, położyłam swoje przedramiona na jego barkach, splątując dłonie za jego głową. Ułożył dłonie na moich biodrach, przysuwając mnie bliżej.
- Nie widziałem cię tutaj wcześniej. - przyznał mi wprost do ucha.
- Może nie zwracałeś na mnie uwagi. - odezwałam się. - Przecież wiesz, że nie darzymy się sympatią.- przyznałam. Chłopak przysunął mnie bliżej siebie i musnął swoimi ustami moją szyję. Nie do końca wiedziałam co mam robić, więc ponownie skierowałam się w stronę baru, zostawiając go na parkiecie. Dołączył do mnie po kilku minutach. Siedzieliśmy znów w tym samym miejscu, sącząc kolejną szklankę whiskey.
- To nie do końca jest mój smak. - skrzywiłam się, pokazując dwa palce w stronę barmana. Nim zdarzyłam się obejrzeć, stał przed nami, podając nam dwa nowe kieliszki napełnione wódką. - Trzy kolejki, ja stawiam. - nachyliłam się nad barmanem, który posłusznie dostawił jeszcze cztery kieliszki. Odsunęłam trzy w stronę mojego towarzysza i nim się spostrzegłam, chłopak wypił dwa z nich. Nie będąc gorsza, zrobiłam to samo. Czując gorąco, które rozlało się po moim ciele, wiedziałam, że narzuciłam zbyt szybkie tempo mojemu ciału. Złapałam ostatni kieliszek, przechylając go do góry. Przyjemnie paląca ciesz spłynęła do mojego gardła, przelewając się do żołądka. Odwróciłam się w stronę czarnowłosego z uśmiechem. Nachylił się nade mną i spojrzał prosto w oczy.
- Chodźmy stąd. - powiedział. Nim zdążyłam mu odpowiedzieć, chłopak wziął mnie za rękę i wyprowadził z klubu. Trzymając moją dłoń delikatnie, przeszedł ze mną na drugą stronę ulicy, prowadząc mnie w kierunku obrzeży miasta. Szłam obok niego, czując jak moje stopy trochę się plączą, a w świat wiruje gdzieś z tyłu mojej głowy. W końcu usiedliśmy na ławce. Zdziwiłam się gdy posadził mnie na swoich kolanach, obejmując mnie ramionami.
- Powiesz mi coś? - spytałam, spoglądając na niego z góry. Chłopak podniósł głowę i  przytaknął twierdząco. - Hoseok coś o mnie wspominał?
- On? - prychnął. - Prędzej skoczyłby z mostu niż wspomniał o swoich uczuciach. - podsumował. - A dlaczego tak bardzo cię to obchodzi? - zapytał z ciekawością.
- Po prostu... - zatrzymałam się. Kolejny raz wracał do sprawy, o której powinna zapomnieć.
- Zaraz. - spojrzał na mnie jeszcze raz. - On ci się podoba! - powiedział głośniej.
- To i tak nie ma już znaczenia. - westchnęłam, spoglądając na jego twarz. - A Yoongi?
- Yoongi to kretyn, zapatrzony w siebie kretyn. - przyznał chłopak.
- Dlaczego tak mówisz? - spytałam.
- Gdybyś wiedziała co takiego robi. - pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Więc mi powiedz. - przyznałam, łapiąc jego brodę. Podobno alkohol powodował to dziwne uczucie wyznania wszystkiego co się czuje. Niczym magiczny eliksir prawdomówności, działał na wszystkich. Nawet na mnie. - Jimin, dlaczego jesteś dla mnie taki...
- Ponieważ jestem kretynem. - przerwał mi, spoglądając prosto w moje oczy.
- Jesteś. - przytaknęłam z uśmiechem.
- O szczęściu może mówić tylko ten, kto znajdzie w życiu kogoś takiego, kogoś, do kogo może się przytulić i zamknąć oczy. Nawet jeśli trwałoby to tylko chwilę lub jeden dzień. - powiedział chłopak, wymijając temat.
- Co? - zdziwiłam się, nie wiedząc o co mu chodzi. Wziął moje policzki w swoje dłonie i pochylając mnie do przodu, dotknął moich ust w krótkim pocałunku. Nie odepchnęłam go, czując jak alkohol, który wypiłam daje o sobie znać. Jimin trzymał mnie mocno, całując delikatnie, założył mi włosy za ucho. Odrywając się od moich ust z charakterystycznym, cichym cmoknięciem, uśmiechnął się. Oparłam policzek o jego głowę i czując jak łączy nasze palce u dłoni, zamknęłam oczy.

piątek, 2 czerwca 2017

1-2

Przysiadłam na łóżku, biorąc w dłonie chusteczki i wydmuchując w nie nos, wyrzuciłam je do kosza. Próbując ochłonąć, oparłam plecy o ścianę i podciągnęłam kolana pod brodę. Mijała godzina szesnasta, Seunggi nadal był w rezerwacie, a ja siedziałam w domu, nie wiedząc do końca co mam myśleć o zbiegach okoliczności w parku - jeśli tak można to nazwać. Biorąc z biurka laptopa, włączyłam go i wchodząc na popularny komunikator, sprawdziłam dostępność moich znajomych. Wybierając konkretną osobę, z którą zawsze mogłam porozmawiać, zaczęłam rozmowę wideo.
- Cześć Nawoon. - pomachała do mnie. Dziewczyna miała rozpuszczone włosy, białą koszulkę i czarne, luźne spodenki do połowy uda. W jej pokoju było jasno, co oznaczało poranek lub przedpołudnie. Ah, zapomniałam o zmianie czasowej. - przyznałam w duchu.
- Cześć słoneczko. - przywitałam ją równie radośnie. - Mam nadzieję, że cię nie obudziłam. Całkiem zapomniałam, że jesteście osiem stref czasowych za nami.
- Ostatnio wstaję trochę wcześniej niż zwykle. - przyznała, poprawiając się na fotelu. Wzięła laptopa na kolana i uśmiechnęła się miło. - Co u was? Opowiadaj.
- Somi, wszystko się wali. - przyznałam pocierając policzki. - W rezerwacie zaczyna brakować pieniędzy, odwiedzają mnie agenci, a do tego ktoś sabotuje moją pracę.
- Jasna cholera. - przeklęła pod nosem. - Chciałabym pomóc, ale nie do końca wiem jak.
- Nawet nie myśl o mieszaniu w to wszystko Jaebuma i Jinyounga. - zabroniłam jej.
- Nie wpadłabym na to bez twojej pomocy. - uniosła kąciki ust w delikatnym uśmiechu.
- Proszę, nie rób tego. - złożyłam dłonie jak do modlitwy. - Jeśli będę w kropce obiecuję, że pójdę do Jaebuma, dobrze?
Spojrzała na mnie, przymrużyła oczy i kiwnęła twierdząco głową.
- Niech będzie. - przyznała w końcu. - Ale ty obiecasz, że się nie załamiesz.
- Postanowione. - zdobyłam się na uśmiech. - A ty jak sobie radzisz?
- Tęsknię za wami. - poprawiła włosy. - Jak wszystko będzie na gruncie neutralnym, przyjedźcie.
- Postaramy się. - przytaknęłam. - Pewnie musisz już iść.
- Niestety. - posmutniała. - Odezwij się do mnie jeszcze kwiatuszku.
- Dobrze słońce. - uśmiechnęłam się. Pomachałam jej na pożegnanie i zakończyłam rozmowę. Odsuwając laptopa na bok, opadłam na poduszkę. Niech ten dzień się już skończy, proszę.

[ranek]


Budzik nerwowo sunął po półce, obwieszczając donośnie, że nadeszła pora pracy. Zerwałam się z łóżka i biegnąc do szafy, włożyłam podarte w kolanach spodnie. Biorąc pierwszą, lepszą, czarną bluzkę na długi rękaw, zbiegłam na dół. Włożyłam trampki na stopy i pośpiesznie zamykając dom, dotarłam do rezerwatu lekko spocona. Normując oddech, weszłam do biura i usiadłam w fotelu.
[...] Minęła kolejna godzina, a ja przeglądając kolejną fakturę załamałam ręce. Wczoraj wyglądało to źle. Dziś jednak przekonałam się, że rezerwat tonie wraz z kapitanem. Uderzyłam pięścią w stół, zwracając uwagę przechodzących korytarzem pracowników, którzy w mgnieniu oka zniknęli z budynku.
- Kurwa. - fuknęłam pod nosem, chowając dokumenty do teczki. Włożyłam je do sejfu i z powrotem wróciłam na fotel. Podparłam brodę kciukiem, a drugą rękę ułożyłam wzdłuż uda. Wzrok wbiłam w okno wychodzące na plac. Kilka osób kłębiło się przy fontannie. Kolejny gorący dzień, kolejny zbliżający rezerwat do bankructwa. Odepchnęłam się stopami od podłogi, przesuwając się do tyłu wraz z fotelem. Podniosłam się i nim zdążyłam wyjść, zadzwonił telefon. Spojrzałam na słuchawkę, wyciągając dłoń w jej stronę. Odebrałam.
- Sin Hyerim z Centralnego Ośrodka Pomocy Zwierzętom. - przedstawiła się. - Czy z panną Hong Nawoon mam przyjemność?
- Przy telefonie. - przytaknęłam.
- Otrzymaliśmy zgłoszenie od jednego z kłusowników. Ptactwo o numerach 96H1B, 94J2B oraz 93S03B zostały znalezione w prowincji Gangwon, w okolicy Nammyeon. - mówiła wyraźnie, literując każdy z numerów identyfikacyjnych ptaków.
- To bardzo daleko od Seulu. - przyznałam cicho. - Czy ten ktoś określił stan ptactwa?
- Niestety, osobniki zostały znalezione martwe. - powiedziała.
- D-dobrze. - zachwiałam się. Czując z boku ramiona Seunggi, odsunęłam się do przodu, powodując zapewne jego zaskoczenie. - D-do widzenia.
- Do widzenia. - odpowiedziała, rozłączając się. Odłożyłam telefon na biurko i odwracając się przodem do brata, odepchnęłam go.
- Rozumiem, że jesteś zrozpaczona, ale to nie jest powód, żeby mnie tak traktować. - przyznał poddenerwowany.
- Przyznaj się, że to ty wypuściłeś orły. - kolejny raz go popchnęłam. Tym razem chłopak zatrzymał się na szafce w rogu pokoju. Złapał mnie mocno za ramiona i przyciągnął bliżej siebie.
- Oszalałaś?! - krzyknął mi w twarz. - Sama to wymyśliłaś, czy ktoś ci pomógł? - spytał zły. Odwróciłam od niego wzrok, wpatrując się w ścianę po mojej prawej stronie. - Oczywiście, że ktoś ci pomógł. - sapnął. - Yoongi. - burknął pod nosem, mijając mnie. Odwróciłam się za nim. Nim zdążył wyjść, zacisnęłam pięści i ze łzami w oczach krzyknęłam:
- Ja mu wierzę!
Seunggi stanął, odwracając się po chwili i patrząc na mnie surowym wzrokiem, pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Idiotka. - powiedział. - Jeśli wierzysz temu kretynowi, to idź! - jego oczy zrobiły się szkliste. - Od dziś to on jest twoim bratem! - uderzył zwiniętą pięścią w ścianę na korytarzu i wyszedł na zewnątrz. Zanim to zrobił, rozpłakałam się. Zabrałam klucze od domu i czym prędzej wybiegłam z biura w jego stronę. Zakrywając twarz dłońmi, przebiegłam przez korytarz, aby ostatecznie zatopić twarz w poduszce na moim łóżku. Nie wiem ile czasu płakałam nim zaczęły piec mnie oczy, które tarłam nerwowo, próbując pozbyć się tego uczucia. Póki rozrywający ból głowy i zmęczenie dopadły mnie, przypłaszczając mnie do ciepłej pościeli. Czułam, że tracę siły, póki nie zasnęłam.
[...] Obudziło mnie delikatne pukanie do drzwi. Zmarszczyłam czoło, czując pulsujące skronie i spojrzałam w stronę drzwi. Pomrugałam żeby pozbyć się mgły, którą miałam przed oczyma i jęknęłam. W drzwiach stanęła babcia. Przechodząc powolnym, kulejącym krokiem do mojego łóżka, usiadła na jego rogu. W moim sercu zaszczepił się strach. Siwowłosa staruszka przypominała widmo.
- Babciu? - szepnęłam. Kobieta uśmiechnęła się, kładąc dłoń niedaleko mnie. Poczułam chłód bijący z jej strony, który wzdrygnął moim ciałem.
- Nawoon, pamiętasz co babcia mówiła Ci podczas treningów z dziadkiem? - spytała. Jej głos był taki sam jak go zapamiętałam. Unosił się lekko w powietrzu, a jego delikatność dorównywała jedwabiowi.
- Zwycięzcy robią to, czego przegranym się nie chciało. - przyznałam.
- Nawoon, gdybyś usłyszała tysiąc razy 'nie uda Ci się'. To wiesz co skarbie? - zatrzymała się na chwilę. - Rób nadal wszystko jak najlepiej potrafisz i pokaż, jak bardzo się mylili. - uśmiechnęła się. - Sukces jest największą, dostępną, ludzką zemstą.
- Ale.. - zbliżyłam się do niej, czując, że w momencie rozpłaczę się na jej widok. - ..boję się.
- Kochanie, puste kieszenie nigdy nie powstrzymały nikogo przed podjęciem działania. Mogą to zrobić tylko puste głowy i puste serca. - podniosła się, zmierzając w stronę drzwi.
- Babciu! - krzyknęłam. Staruszka zaś posłała mi uśmiech, a przy jej boku powstała delikatna poświata. Przybrała kształt dziadka, który spojrzał w jej oczy i złapał ją za rękę. Oboje wpatrywali się w obraz płaczącej z tęsknoty wnuczki, po chwili rozpływając się w powietrzu.
Otworzyłam oczy łapczywie czerpiąc powietrze. Gdy uspokoiłam już oddech, ponownie do moich oczy wkradły się łzy bezsilności. Ból głowy nadal mi dokuczał, podniosłam się jednak i cała zapłakana podeszłam do biurka. Zgarniając z blatu paczkę chusteczek, zbiegłam na dół. Wyszłam z dołu, zakładając na głowę czapkę z daszkiem. Twarz zakryłam czarną, przewiewną maseczką i podążając ze łzami na policzkach, usiadłam na ławce w parku kilka domów dalej. Trzęsącą się dłonią wyjęłam jedną z chusteczek i ocierając nią oczy, przyglądałam jej się, rozrywając jej brzegi. Moja głowa schylona była w dół, a oczy pozostawały przymknięte. Łzy co jakiś czas skapywały na szarą bluzę Hoseoka. Czując na sobie wzrok przechodniów, zauważyłam czarne trampki przede mną. Nieznajomy usiadł obok, kładąc mi rękę na plecach, po czym delikatnie nią poruszył, raz w górę, raz w dół, przyjemnie mnie uspokajając. Ocierając łzy, które nadal nie przestawały spływać z policzków, odwróciłam głowę w jego stronę. Pomimo maseczki, którą miał na twarzy i ciemnej czapce, jego oczy były znajome. Ten sam czekoladowy wzrok, który śnił mi się od dłuższego czasu. Widząc chłopaka, rozpłakałam się jeszcze bardziej, a on bez słowa skrył mnie w swoich ramionach. Delikatnie muskał włosy, dotykając przy ich końcach moich pleców. Wiedział czego potrzebuję i sam zdecydował mi to dać. Poczekał aż wypłaczę swój żal i złość, trochę się uspokoję. Zanim to nastąpiło, nastał wieczór.
- Już wszystko dobrze? - spytał. W jego głosie wyczułam nutę zmartwienia.
- Tak. - odpowiedziałam, lekko zachrypnięta. Odsunął mnie na długość ramion i spojrzał w poczerwieniałe oczy.
- Teraz opowiedz mi co się stało. - zaproponował.
- Rezerwat jest na skraju bankructwa. - przyznałam. - Nie wiem co mam robić.
- Dlatego kompletnie się rozkleiłaś? - spytał zaskoczony. Miałam wrażenie, że wcale nie obchodzi go to jak się czuję. W końcu mogłam to zrozumieć, nie miał z rezerwatem żadnych wspomnień.
- Śniła mi się babcia. - ponownie spojrzałam na swoje dłonie. - Zmarła kilka lat temu, tydzień po śmierci mojego dziadka, a swojego męża. W testamencie zapisała nam cały rezerwat, bo wiedziała, że razem z Seunggi damy sobie radę. - zatrzymałam się. - Zawsze powtarzała "Rób nadal wszystko jak najlepiej potrafisz". Dziś też tak zrobiła. Wtedy dotarło do mnie, że ją zawiodłam. Seunggi oskarżyłam o sabotowanie moich starań. Cholera, jego też zraniłam. - spojrzałam w stronę bruneta. Jego twarz była niewzruszona. - Nie chcę obarczać cię moimi problemami. Dziękuję, że mnie wysłuchałeś i przepraszam, pójdę już. - podniosłam się z ławki. Brunet wyciągnął dłoń w moją stronę, łapiąc w ostatniej chwili mój nadgarstek. Pociągnął mnie do tyłu szybko i dosyć mocno, tak żebym wylądowała w jego ramionach. Jedną dłonią zsunął swoją maseczkę pod brodę, robiąc to samo z moją, kierując dłoń na policzek. Drugą dłoń zaś trzymał w dolnej partii moich pleców.
- Nie odchodź, proszę. - powiedział cicho. I nim się obejrzałam jego usta zamknęły moje wargi w pocałunku.

czwartek, 1 czerwca 2017

1-1

[ranek]

Przeczesałam włosy szczotką z półki w łazience i wciągając na siebie spodnie i bluzę od Hoseoka, zeszłam na dół. Minęła godzina dziewiąta, nastał nowy dzień, nowe obowiązki już pukały do drzwi. Zjadłam szybkie śniadanie i biorąc w dłonie butelkę zimnej wody, wyszłam na zewnątrz. Słońce wzeszło wysoko, bezchmurne niebo zapowiadało kolejny gorący dzień. Idąc w stronę rezerwatu nie minęłam dużo osób. Wnętrze raziło pustkami, w biurze brakowało jednego pracownika, a Seunggi nadal krzątał się przy sowach. Nie chcąc przeszkadzać chłopakowi, przebrałam bluzę w zieloną, zasuwaną kurteczkę i przeszłam do sokołów. Nadzwyczaj spokojne ptaki siedziały w klatkach podczas gdy ja sprzątałam, uzupełniałam wodę i jedzenie. Kończąc obowiązki związane z ptactwem w rezerwacie, zabrałam swoją niebieską kartę i przechodząc za tyłu budynku, przejechałam nią po czytniku. Drzwi ustąpiły, a ja weszłam do środka, chroniąc się przed nadchodzącym upałem. Z radością wbiegłam na górę. Ostatnimi czasu orłami zajmowali się pracownicy. Ja sama nie miałam czasu zajrzeć do nich chodź na chwilę, więc ten moment był dla mnie na prawdę radosny. Wyszłam na dach, wdychając cieplejsze powietrze. Biorąc rękawicę z haka, na którym zawsze wisiała, przeszłam do klatek. Jak wielkie było moje zdziwienie gdy zauważyłam, że drzwiczki jednej z klatek są uchylone. Zajrzałam do środka. Pusto. Kolejne dwie klatki również ziały pustką. Rozglądając się dookoła zszokowana i zła, rzuciłam rękawicę pod drewniane obicia. Zbiegając na dół, popędziłam w stronę sów. Seunggi przeglądał przęsła niczym zawodowy spawacz.
- Znalazłeś tą kartę? - spytałam, zbierając włosy z mokrego czoło. Chłopak spojrzał na mnie, po czym wrócił do swojego zajęcia.
- Tak jak mówiłaś, leżała w biurku. - przytaknął.
- Wypuszczałeś orły z dachu? - spytałam, czując wzburzającą się niczym piana złość.
- Oszalałaś? - przyłożył dłoń do mojego czoła, jakby sprawdzał jego temperaturę. - Nie byłem u nich trzy dni. Stało się coś?
- Cholera, wszystkie klatki pootwierane, orłów nie ma! - krzyknęłam. - Zwołaj załogę, teraz!
Odwróciłam się, biegnąc w stronę biura. Wzięłam telefon, odkładając go po chwili zamyślenia i trzęsącą się dłonią wzięłam jedną tabletkę z opakowania w szufladzie. Cała załoga znalazła się u mnie w mgnieniu oka.
- Które z was pilnowało orłów na dachu przez ostatnie trzy dni? - spytałam, trąc skronie. Miałam wszystkiego serdecznie dość. Nie skończyłam z jednymi problemami, a kolejne piętrzyły się niczym góra. Dwójka młodych ludzi zgłosiła się poprzez potwierdzenie. Wyprosiłam resztę, pozostawiając ich w towarzystwie moim i Seunggi.
- Czy któreś z was zgubiło lub pożyczało swoje niebieskie karty komuś z zewnątrz? - spytał Seunggi, widząc moje złe samopoczucie. Oboje zaprzeczyli, kiwając tylko głowami.
- Stało się coś? - spytały jedno z nich. Spojrzałam w ich stronę, uderzając pięścią w biurko. Oboje wzdrygnęli.
- Orły zginęły! - krzyknęłam. - Jesteście niesubordynowani! - brunet powstrzymał mnie dłonią, dając mi do zrozumienia, że od teraz to on będzie mówił.
- Zadam wam jedno pytanie. - przyznał. - Co powinniście robić w rezerwacie?
- Wypełniać swoje obowiązki. - odpowiedzieli zgodnie.
- Tak się jednak nie stało. - powiedział. - Zostajecie zwolnieni dyscyplinarnie. Oddajcie swoje karty.
- Ależ szefie, to nie my. - bronił się jeden z nich.
- Nie interesują mnie wasze wyjaśnienia. - Seunggi wyciągnął otwartą dłoń w ich stronę. - Zostajecie pociągnięci do odpowiedzialności. - zabrał od nich identyfikatory. - Do widzenia. - powiedział, wskazując dłonią drzwi. Oboje wyszli z biura, idąc w stronę wyjścia. Odwróciłam głowę w stronę szafek, Seunggi jednak ukucnął obok fotela i złapał mnie za rękę. - Chciałaś żeby trafiły na wolność.
- Nie w ten sposób. - przyznałam, spoglądając na niego. Seunggi dotknął mojego policzka, pocierają go kciukiem.
- Wszystko z nimi dobrze, nie przejmuj się.
- Tak łatwo ci powiedzieć, bo to nie od ciebie zależy ich życie. - przetarłam czoło. - To moja wina. Gdyby miała więcej czasu..
- To nic byś więcej nie zrobiła. - przyznał. - Idź do domu, zajmę się wszystkim.
- Nie, zostanę. - odpowiedziałam, rozpinając kurtkę, zmieniając ją szybko na bluzę.
- Mam sam odstawić cię do domu? - zaproponował, mierząc mnie wzrokiem przez kilka sekund.
- No dobrze. - przytaknęłam niechętnie. Podniosłam się z fotela i kierując się do wyjścia, dostałam buziaka w czoło od Seunggi. Spojrzałam na zegar przy wyjściu. Minęła dwunasta. Obwieszczający ją kurant brzmiał staro i był ledwie słyszalny w głębszych częściach rezerwatu. Stanęłam przed bramką naszego domu i wyjęłam telefon. Nie wiem co mną kierowało gdy wybrałam numer Yoongiego, który odebrał już po pierwszym sygnale.
- Hej Yoongi. - powitałam go. Wiedziałam, że może być obojętny odkąd spięliśmy się w biurze. On jednak przywitał mnie z radością.
- Cześć Nawoon. - prawie słyszałam jego uśmiech. - Chcesz wpaść?
- Właśnie dlatego dzwonię. - przyznałam. - Mogłabym?
- Pewnie. - przytaknął. - Będę czekał. - rozłączył się. Przetoczyłam się pod drzwi ich dormy. Zadzwoniłam do środka. W drzwiach stanął fioletowo włosy. Nie pamiętając jak ma na imię, po prostu się uśmiechnęłam. Odwzajemnił go i wpuszczając mnie bez słowa do środka, zaprowadził pod pokój jak się okazało Yoongiego. Zapukałam.
Drzwi otworzyły się, ukazując w nich blondyna z szerokim uśmiechem. W pierwszej chwili nie wiedziałam co zrobić. Wsunęłam się w jego ramiona, kładąc głowę na prawym barku. Przymknęłam oczy, słysząc jego szybszy oddech. Nie czułam jego ramion do chwili póki mnie w nich nie zamknął, mocno przytulając. Uznając, że uspokoiłam trochę swoje emocje, odsunęłam się od niego. Chłopak założył mi włosy za jedno ucho i zaprosił do środka. Usiadłam na kanapie w rogu, spoglądając na wnętrze pokoju. Jego blond włosy były jedyną jasną rzeczą w pomieszczeniu. Wszystko zachowane w odcieniach czerni, raziło mnie w oczy. Nie byłam przyzwyczajona do ciemnych powierzchni, tym bardziej jeśli cały pokój był jedną, wielką, czarną plamą. Pomimo uczucia przytłoczenia, meble wyglądały elegancko.
- Stało się coś poważnego? - spytał po chwili. Oderwałam wzrok od ramek zawieszonych na ścianie, kierując go w stronę chłopaka.
- Ktoś sabotuje moje starania w rezerwacie. - przyznałam.
- O czym ty mówisz? - zdziwił się, poprawiając.
- Ostatnio zdechła nam sowa. - powiedziałam. - Teraz ktoś wypuścił moje orły. Jestem wściekła na samą siebie. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie mogę dać sobie rady z problemami.
- Podejrzewasz kto mógłby to zrobić? - spytał z poważną miną.
- Zwolniłam dziś dwójkę odpowiadających za to pracowników. - przyznałam.
- Nie sądzisz jednak, że mógł to być ktoś inny? - zapytał. Skoncentrowałam wzrok na jego wydętych policzkach.
- Kogo masz na myśli?
- Nie chcę nikogo oskarżać, ale...
- Myślisz o Seunggi? - podniosłam głos. Chłopak zawahał się chwilę, po czym kiwnął twierdząco głową. Zmarszczyłam czoło. - To nie może być on. - pokręciłam przecząco głową, nie chcąc wierzyć w przypuszczenia blondyna.
- Przecież jest twoim bratem. - powiedział. - Nie myśl o tym, to głupie.
Spojrzałam w stronę okna.
- Muszę już iść. - przyznałam, podnosząc się z kanapy.
- Poczekaj. - złapał mnie za nadgarstek. - Mam nadzieję, że to nie przeze mnie.
- Nie. - uśmiechnęłam się. - Mam jeszcze kilka faktur do zrobienia.
- Dobrze. - przytaknął. - Trzymaj się i częściej dzwoń.
Przytaknęłam, przytuliłam go i wyszłam z pokoju chłopaka. Mając nadzieję, że nie natknę się po drodze na Jimina, zbiegłam na dół. Miałam już wychodzić, gdy w przejściu stanął właśnie on. Kolejny piętrzący się kłopot.
- Czego chcesz? - spytałam, chcąc jak najszybciej pozbyć się chłopaka.
- Zastanawiam się co ty sobą reprezentujesz. - przyznał.
- Bary mleczne. - odpowiedziałam. Minęłam go z uśmiechem i wyszłam. Kolejny raz utarłam mu nosa, zostawiając mu zagadkę. Pośpieszyłam w drogę powrotną do domu, przywołując rozmowę z Yoongim. A co jeśli miał rację? Przez chwilę próbowałam wytłumaczyć wszystko co dzieje się w rezerwacie niesubordynacją jego pracowników. Po chwili jednak rozważałam oskarżenia Yoongiego. Jeśli Seunggi jest za to odpowiedzialny, nigdy mu nie wybaczę.

1-0

Schodząc ze schodów, drogę zastąpił mi Jimin.
- Myślę, że mógłbym cię uszczęśliwić. - przyznał swoim głębokim głosem. Uśmiechnął się wulgarnie i mrugnął w moją stronę.
- A co? Wychodzisz? - spytałam poddenerwowana, odpychając chłopaka. Słyszałam ciche sapnięcie za plecami, czując po chwili mocny uścisk na ramieniu, który cofnął mnie do tyłu. Upadając chwyciłam za kurtkę Jimina, zatrzymując się w jego ramionach. Spojrzałam w jego oczy, widząc w nich delikatny błysk. Jakby cała bariera, która chroniła go od zła, którą sam powołał do życia, w tej chwili pękła, sypiąc się na podłogę. Otworzył usta.
- Nigdy nie zabiłem człowieka, ale przeczytałem wiele nekrologów z satysfakcją. - przyznał, podnosząc mnie do góry. - Twój będzie następny. - wskazał palcem w moją stronę i znikając na schodach, pozostawił mnie samą na dole. Biorąc najbliższy przedmiot obok mojej dłoni, machnęłam nim, zrzucając go na podłogę.
- Kretyn! - krzyknęłam, odwracając się na pięcie i opuszczając dormę, podążyłam w stronę domu.

[środa]

Siedziałam przy biurku nieco zmęczona. Zadręczając się sprawami rezerwatu trzecią noc z rzędu, nie spałam zbyt długo. Biorąc tabletki na uspokojenie, które z resztą nie pomagały, sprawiały, że byłam otępiała. Odkąd pokłóciłam się z Seunggi, nie zamieniłam z nim słowa, nie minęłam go w domu. Starannie go unikałam, a on unikał mnie. W końcu jednak będziemy musieli porozmawiać, póki co, żadne z nas nie chciało zebrać się do tej czynności. Rozłożyłam dokumenty na biurku, próbując skupić się na rzeczach ważnych, przetarłam twarz. Gdybym tak mogła zdrzemnąć się na kilka minut. - pomyślałam, układając głowę na ramionach, które wyciągnęłam na biurku. Przymknęłam oczy na chwilę, czując jak zmęczenie otula mnie z każdej strony niczym ciepła kołdra. Wypuściłam powietrze nosem.
- Nawoon. - czyjaś dłoń delikatnie szturchnęła mnie w ramię. Podniosłam głowę, niechętnie otwierając oczy. Blondyn klęczał obok biurka, ściskając w dłoni małą, papierową torbę. Drugą zaś podtrzymywał tackę z dwoma napojami.
- Hej Yoongi. - zdobyłam się na uśmiech, przeciągając. - Usiądź. - przeciągnęłam się i składając kartki, którymi powinnam się zająć, schowałam je do szuflady.
- Pomyślałem, że będziesz miała ochotę zjeść. - przyznał, podając mi zawiniątko wraz z kubkiem.
- Dziękuję. - przyznałam. Odłożyłam jedzenie na bok, upijając łyk z kubka, który mi podarował, z ulgą stwierdziłam, że to mrożona herbata. Biorąc do rąk małe pudełeczko, wyjęłam ze środka tabletka i nim połknęłam zawartość mojej dłoni, Yoongi zabrał ode mnie pudełko.
- Oszalałaś? - spytał, pokazując mi etykietę. - To są bardzo silne leki. Nie powinnaś brać ich w taki upał.
- Nie rozkazuj mi, dobrze? - spytałam, nie chcąc słyszeć jego odpowiedzi. Chłopak oddał mi pudełko i podniósł się z krzesełka.
- Pójdę już, cześć. - wyszedł bez zbędnych pożegnań. Machnęłam na niego ręką i wracając do dokumentów, które musiałam przejrzeć, z przerażeniem odkryłam, że od jakiegoś czasu rezerwat zaczyna przynosić rekordowo małe zyski. Lustrując wzrokiem każdą z tabelek, uzupełniłam kosztorys, podtrzymując ciążącą mi głowę.
- Dzień dobry. - usłyszałam od strony drzwi. Podniosłam wzrok.
- Witam panie Eunkwang. - przywitałam go.
- Przyszedłem porozmawiać. - przyznał. Wskazałam więc krzesełko przed biurkiem i wsłuchałam się w każde słowo mężczyzny. - Mają państwo jakieś problemy?
- Do czego pan zmierza? - spytałam.
- Nie widziałem tu zbyt wielu ludzi od ostatniego tygodnia. - przyznał.
- To pańska sprawka? - zwątpiłam, czy to rzeczywiście mógł być przypadek.
- Przyszedłem zaproponować pani nieco wyższą kwotę. - powiedział w końcu.
- Powtórzę to po raz kolejny panie Min Eunkwang. Nasz rezerwat nie jest wystawiony na sprzedaż. - podniosłam się z fotela, opierając dłonie na blacie biurka i pochylając się lekko do przodu, oderwałam jedną dłoń, wskazując nią drzwi. - Nie życzę sobie pańskich odwiedzin. Do widzenia.
Mężczyzna po raz kolejny podrzucił mi na biurko umowę sprzedaży, a sam wyszedł bez słowa. Potarłam skronie palcami, czując piekący ból w ich okolicy i opadłam na fotel. Co za natręt. - pomyślałam, drąc umowę na małe kawałeczki i wyrzucając ją do kosza wróciłam do dokumentów. Westchnęłam się, nie mogąc po raz kolejny skupić się na jedynej pracy, którą miałam zaplanowaną tego dnia. Schowałam dokumenty do sejfu i dając wolne jednocześnie umysłowi, postanowiłam porządnie odpocząć. Wyjęłam telefon i wybierając numer Somi, nie udało mi się z nią połączyć. Wracając do domu, miałam wrażenie, że gdzieś w tłumie widzę Hoseoka. Pozbyłam się go jednak i nim otworzyłam drzwi do domu, byłam wykończona. Zdejmując buty w korytarzu, sunęłam do pokoju niczym cień. Rozebrałam się i wchodząc pod prysznic, dałam spłukać z siebie ciężar dzisiejszego dnia. Zawijając włosy w ręcznik, ubrałam czystą bieliznę i nim zdążyłam włożyć piżamę, leżałam na łóżku. Czując zapach nowej pościeli domyśliłam się, że mama przed wyjazdem musiała ją zmienić. Przymknęłam oczy i wyciągając ręce przed siebie, zasnęłam.

[ranek]

Nastał nowy dzień. Usłyszałam dzwonek moje telefonu. Przeciągając się na łóżku, wyciągnęłam dłoń w stronę dzwoniącej komórki. Odebrałam nie spoglądają na przyczynę mojej porannej pobudki.
- Tak? - spytałam, przecierając dłonią jedno oko. Po drugiej stronie panowała cisza. Dopiero po chwili usłyszałam znajomy głos.
- Halo, Nawoon, to ja, Taehyung. - powiedział.
- Czego chcesz? - spytałam.
- Porozmawiać. - przyznał.
- Myślisz, że zapomniałam co zrobiłeś Seunggi? - nie oczekiwałam jego odpowiedzi. - Daj nam spokój, cześć. - rozłączyłam się, wyłączając telefon. Podniosłam się z łóżka i podeszłam do szafy. Mijała dziesiąta, a ja zamiast być w pracy, nadal znajdowałam się w swoim pokoju. Niechętnie włożyłam na siebie ubrania i wychodząc z domu, zapomniałam telefonu. Nie przejmując się brakiem komórki, potruchtałam do rezerwatu, chroniąc się w biurze. Seunggi siedział przy moim biurku, przeglądając dokumenty.
- Hej Seunggi. - rzuciłam przy wejściu, odkładając czapkę z daszkiem na półkę w rogu.
- Cześć siostro. - odpowiedział, nie odrywając wzroku od tabel. - Mamy trochę problemów, prawda? - wskazał palcem na podsumowanie miesiąca.
- Dam radę. - przyznałam. Chyba sama nie wierzyłam w te słowa. Seunggi odszedł od biurka, rozglądając się dookoła. - Szukasz czegoś? - spytałam, siadając w fotelu, który kilka sekund zajmował chłopak.
- Nie widziałaś błękitnej karty? - spytał
- Może zostawiłeś ją w domu. - podpowiedziałam. Brunet spojrzał w moją stronę.
- Poszukam jej jak wrócę. - przyznał z uśmiechem. - Do zobaczenia.
- Do zobaczenia. - odpowiedziałam, próbując uprzątnąć stos faktur, które zostawił w nieładzie. Podpierając głowę na ramieniu, przecierałam oczy. Moje ciało nadal wołało o kilka dodatkowych godzin snu, pomimo tego nie mogłam pozwolić sobie na przerwę. Uzupełniając faktury, dopatrzyłam się kolejnych upływów jakże potrzebnej teraz gotówki. Ciężko westchnęłam, obiecując sobie, że zawalczę do końca, nie tylko ze względu na troskę o wszystkie zwierzęta, zaś pamięć o dziadkach, którzy oddali mu całe swoje życie. Zawsze możesz poprosić o pomoc swoich rodziców. - przyznała kiedyś Somi. Wiele razy rozważałam tę możliwość, dochodząc do późniejszego wniosku - nie poddam się. I tak wszystko toczyło się dobrze, do ostatniego czasu. Rezerwat przynosił więcej strat niż zysków. Jeśli tak dalej będzie, doprowadzi nas do bankructwa.
Potarłam skronie, zamykając teczkę, odsunęłam ją na bok i biorąc butelkę z wodą, która stała obok nóżki biurka, upiłam łyk ze środka. Nie możesz się poddać dziewczyno. - powiedziałam pod nosem, wracając do pracy.
[...] Zamykając bramę rezerwatu, przeszłam na drugą stronę ulicy. Snując się pustoszejącą ulicą, skręciłam do jednego ze sklepików, płacąc za mrożoną herbatę tylko kilka wonów. Udając się w stronę domu, popijałam zimny napój, odchodząc myślami gdzieś daleko. Chcąc odciągnąć się od wszystkich zmartwień, usiadłam na ławce przed domem i unosząc głowę do góry, spojrzałam w ciemniejące niebo. Gdzieś w pojawiających się na niebie gwiazdach zobaczyłam twarz bruneta. Jego brązowe oczy po raz kolejny przypominały mi gorzką czekoladę, a delikatne zagłębienia w policzkach ukazały się dopiero w trakcie uśmiechu. Odwzajemniłam jego zmyślony uśmiech, czując jak moje serce przyśpiesza. Moja reakcja nie była do końca oczywista, nawet się nie znaliśmy. Pomimo tego wiedziałam jedno. Podobał mi się. Schyliłam głowę, odrywając wzrok od wizerunku chłopaka, dokończyłam herbatę i schowałam się w domu. Skarciłam się. Nie mogłam robić sobie nadziei, musiałam skupić się na najważniejszej teraz rzeczy, którą był rezerwat. Wyrzucając kubek do kosza, skierowałam się do pokoju, mijając po drodze Seunggi.
- I jak, znalazłeś? - spytałam
- Przeszukałem cały dom i nadal nic. - odpowiedział. - Ubiorę się zaraz i jeszcze raz pójdę do biura.
- Zrobisz to jutro. - odpowiedziałam, przytrzymując się poręczy. - Może leży gdzieś pod teczkami w szufladzie twojego biurka, a ty się tym zadręczasz.
- Może i masz rację. - przytaknął.
- Pewnie, że mam. - uśmiechnęłam się i weszłam do pokoju.

wtorek, 30 maja 2017

0-9

Soundtrack
∙   ∙   ∙   ∙   ∙   ∙   ∙
[ranek]

Usiadłam na krawędzi łóżka, podniosłam się i czym prędzej otworzyłam okno w pokoju. Lekki powiew wiatru oplótł moje policzki niczym dłonie Seunggi, powodując mój uśmiech. Odeszłam od okna, aby móc skierować się w stronę szafy. Była sobota, godzina dziewiąta trzydzieści dwie. Przesunęłam dłonią zasłonę z lustrem, próbując nie patrzeć w swoje odbicie i przekładając ubrania na wieszakach, nie mogłam się zdecydować. Dumając przez dłuższy czas przed szafą w samej bieliźnie, wzięłam w ręce przypadkowe ubrania i zasunęłam szafę. W końcu okazało się, że moje ramiona są odsłonięte, a kolana gołe. Zaśmiałam się pod nosem, ściągając ubrania z siebie.
- Drugie podejście. - przyznałam, odkładając je na półkę znajdującą się na samym dole. Trafiając w końcu na koszulę z długim rękawem, wzięłam ją w dłonie, wciągnęłam na siebie czarne rybaczki i łapiąc w dłoń telefon, podłączyłam go do ładowania. Nie chcąc wiedzieć czy ktokolwiek do mnie dzwonił, zeszłam na dół w skarpetkach i otwierając lodówkę, zorientowałam się, że jest nad wyraz pełna.
- Zrobiłem małe zakupy wczoraj wieczorem. - przyznał ktoś za mną. Odwróciłam się, jednocześnie zamykając lodówkę. Spotykając uśmiech Seunggi, odwzajemniłam go. Od czasu rozmowy o Taehyungu, był inny. Ubierał się luźniej, zmienił fryzurę, był zadowolony i więcej czytał. Byłam się jednak, że w głębi serca nadal chce do niego wrócić, ukazując mu kogo stracił. - Zrobię ci śniadanie, co ty na to?
- Jasne. - przytaknęłam, podając mu fartuszek.
- Już dawno nie widziałem twoich ramion. - przyznał, wskazując na moje odsłonięte ręce.
- Jest sobota Seunggi, a ja jestem w domu. - zakryłam przedramiona dłońmi. - Myślisz, że powinnam coś na nie ubrać? - zwątpiłam.
- Ależ nie. - zatrzymał mnie dłonią. - Wyglądają prześlicznie. - podarował mi uśmiech, wracając do mieszania mojej ulubione zupy z kiełków. Wpatrując się w jego dłonie i uśmiechniętą twarz, nie mogłam nadziwić się tego jak dobrze się trzyma. Sama przyłapałam się kilkukrotnie na myślach zbaczających w temat Taehyunga.
Jego brązowe włosy falowały pod wpływem ruchów ręki, a oczy skierowane były na garnek pełen gotującego się ryżu. W końcu podniósł głowę i spoglądając mi w oczy, zmarszczył czoło.
- Dlaczego tak mi się przyglądasz? - roześmiał się cicho.
- Zastanawiam się kto w nocy podmienił mi brata. - nachyliłam się do przodu, marszcząc nos z uśmiechem.
- Chcesz go pobić? - spytał, udając zaskoczenie.
- Raczej podziękować. - zaśmiałam się razem z nim. - Dobrze widzieć cię takiego uśmiechniętego.
- To zasługa pewnej osoby. - uśmiechnął się, wskazując na mnie. - Siostra, koniec gadania, czas zjeść. - zdjął garnek z kuchenki i rozkładając wszystko do miseczek, postawił je na stole.
Po skończonym posiłku, pozmywałam naczynia i siadając w salonie we dwoje, włączyliśmy powtórkę naszej ulubionej dramy. [...]
Minęła czternasta, a my nadal zalegaliśmy odwłokiem na kanapie. Ten dzień nie należał do najzimniejszych, więc zdecydowaliśmy zostać w domu i nacieszyć się swoim towarzystwem. W końcu ostatnio nasz czas wypełniały imprezy, spotkania z przyjaciółmi, dramaty i praca. Opierając głowę o ramię brata, pociągnęłam nosem, czekając na wyznanie miłości głównego bohatera, prawie wstrzymałam oddech. Słysząc z góry dzwonek swojego telefonu, trwałam na kanapie.
- Nie odbierzesz? - spytał Seunggi. Spojrzałam na niego, kiwając przecząco głową. - Może to coś ważnego. - dodał, zmuszając mnie tym samym do przerwania najlepszego momentu i ruszenia na górę. Zdążyłam złapać telefon w dłonie i szybko odebrać.
- Wiesz coś? - spytałam.
- Ratowaliśmy ją, ale zdechła. - przyznała kobieta po drugiej stronie.
- C-co takiego? - mój głos lekko się załamał. Słuchając wyjaśnień kobiety, pożegnałam ją po chwili i rozłączając się, spojrzałam na ekran komórki. Kilka nieodebranych połączeń od Taehyunga i SMS od Yoongiego. Kasując wszystko w nerwach, schowałam telefon do przedniej kieszonki rybaczek i zbiegłam na dół. Czułam jak po moich policzkach spływają łzy. Weszłam do salonu i patrząc wrogo w stronę Seunggi, pociągnęłam nosem. Chłopak odwrócił głowę w moją stronę i podnosząc się z kanapy, szybko do mnie podszedł. Próbując dotknąć mojego ramienia, żeby mnie przytulić, odepchnęłam jego dłoń zanim to zrobił.
- Jak mogłeś Seunggi? - spytałam.
- Co się stało?
- Twoja sowa zdechła. - przyznałam.
- Żartujesz prawda? - pokręcił przecząco głową.
- Udajesz, czy jest ci na prawdę przykro kretynie? - spytałam zła.
- Możesz przestać? - spytał, podnosząc głos. - Co ci jest?
- Nie dam się nabrać. - parsknęłam śmiechem, zaciskając pięści. - Dosypałeś jej trutki do jedzenia i myślałeś, że nikt się nie dowie?
- Co takiego niby zrobiłem? - wrzasnął. - Czy ty się słyszysz Nawoon?!
- Zdechła bo zatruła się twoim żarciem! - krzyknęłam mu w twarz. Odwracając się na pięcie, podeszłam do póki z butami i wkładając jedne z nich na stopy.
- Gdzie idziesz? - krzyknął za mną nim trzasnęłam drzwiami i wyszłam. Wyjęłam telefon i ocierając łzy, wybrałam numer Yoongiego. Po trzech sygnałach chłopak w końcu odebrał.
- Pisałem do Ciebie wczoraj, myślałem, że coś ci się stało. - przyznał.
- Mogłabym przyjść i porozmawiać? - spytałam, ocierając łzy wnętrzem dłoni.
- Płaczesz? - spytał. - Um...jestem teraz daleko od dormy, ale idź do mnie, Namjoon pokaże ci mój pokój. Zaczekaj tam na mnie. Muszę kończyć. - rozłączył się szybko. Wzięłam głęboki oddech i idąc coraz szybciej, w końcu dotarłam do drzwi dormy. Zadzwoniłam, nie czekając długo, drzwi otworzył mi Jimin. Widząc moją zapłakaną twarz, wpuścił mnie do środka bez słowa i zamknął za mną drzwi. Nawet gdyby odezwał się złośliwie, nie miałabym siły mu się odgryźć. Zniknął w kuchni, dołączając do Taehyunga, które nie miał odwagi do mnie podejść. Minęłam pomieszczenie bez słowa i chcąc jak najszybciej znaleźć się w pokoju Yoongiego, weszłam na górę. Zastanawiając się czemu Namjoon nie czeka na mnie, żeby to zrobić, chwyciłam za klamkę pierwszych drzwi. Zamknięte. Idąc dalej, natrafiłam na pokój Jeongguka, który siedział w środku i grał na konsoli, nie zwracając na mnie uwagi. Wybrałam kolejno następne drzwi na końcu korytarza. Nacisnęłam klamkę, która ustąpiła pod siłą mojej dłoni. Popchnęłam drzwi, wchodząc do środka. Czystość i zapach pomarańczowego odświeżacza sprawił, że na chwilę się uspokoiłam. Weszłam do środka, patrząc po ścianach, chcąc namierzyć jakąkolwiek rzecz, która należała do Yoongiego. Widząc skórzana kurtkę, westchnęłam i siadając na krawędzi łóżka, rozejrzałam się dookoła. Ciemnobrązowe meble, półki wypełnione książkami i czysta, biała pościel, która idealnie zgrywała się ze zwiewnymi firankami dotykających jasnych paneli podłogowych. Pociągnęłam nosem i słysząc dźwięk przekręcanej zasuwki, spojrzałam w stronę drugich drzwi. Brunet przekroczył próg, a jego twarz przybrała zaskoczony wyraz. Przebiegłam wzrokiem po chłopaku. Biały ręcznik spoczywał przewieszony przez jego ramię. Na brzuchu można było zauważyć zarys mięśni. Jego brązowe i suche dotychczas włosy, ugięły się pod ciężarem wody, która kapała jeszcze z końcówek. Poczułam jak na moją twarz wkrada się rumieniec, a usta rozchylają się z zachwytu. Czym prędzej zakryłam oczy dłońmi, wywołując cichy śmiech ze strony chłopaka.
- Ubierz się. - powiedziałam, czując jak moje serce dopiero teraz zaczęło zwalniać. Chłopak milczał, więc osłoniłam jedną dłoń, upewniając się czy tym razem nie stanie przede mną nagi. Brunet siedział w fotelu, przyglądając mi się z delikatnym uśmiechem. Odsłoniłam twarz, oplatając go wzrokiem. W pewnym sensie nasz kontakt wzrokowy sprawiał, że chciałam schować się pod ziemię, z drugiej zaś, nie chciałam ulegać spojrzeniu, które przypominało intrygującą, gorzką czekoladę. Wyprostowałam się i podnosząc z łóżka, poprawiłam włosy.
- Nawoon. - powiedział chłopak, podnosząc się razem ze mną.
- Nieznajomy. - przyznałam. Brunet uśmiechnął się, podszedł do mnie i wyciągnął dłoń w moim kierunku.
- Jung Hoseok. - przedstawił się.
- Hong Nawoon. - uścisnęłam jego dłoń. Dopiero teraz mój wzrok spoczął na odsłoniętej ręce. Wyrwałam ją z uścisku i próbując schować ją za plecami, odwróciłam się do chłopaka. W tym momencie zaczynałam panikować, co nie mogło przynieść nic dobrego.
- Muszę iść. - przyznałam w pośpiechu, chcąc opuścić pokój Hoseoka.
- Zaczekaj. - złapał mnie za lewą rękę, odwracając do siebie. Dotknął mojej prawej ręki, chcąc przesunąć ją do przodu. Nie uda ci się to Hoseok. - pomyślałam, kierując swój błagalny wzrok w jego stronę. Spoglądają w jego oczy, miałam wrażenie, że ustępuję pod wewnętrznym urokiem chłopaka. W końcu odpuściłam i oddając się dotykowi, prośbą, które widziałam w jego oczach, odkręciłam głowę. Chłopak przejechał palcami po mojej ręce. Zaczął od nadgarstka, jadąc powoli w górę i kończąc na barku, złapał moją dłoń.
- Dlatego codziennie widziałem cię w bluzach z długimi rękawami. - westchnął. - Wstydzisz się tego.
Odkręciłam głowę, czując jak w moich oczach wzbierają łzy. Spojrzałam na jego twarz. Myślałam, że zobaczę odrazę, zdegustowanie. On jednak uśmiechnął się i pogładził moją dłoń kciukiem.
Przytaknęłam głową na jego słowa i walcząc z chęcią cofnięcia ręki, wstrzymałam oddech.
- Dałbyś mi coś na długi rękaw? - spytałam. - Na prawdę poczułabym się lepiej...
Bez zbędnych pytań, nie czekając aż skończę, wręczył mi swoją bluzę. Naciągnęłam ją na ramiona, i widząc jak chłopak zaprasza mnie na kanapę przy oknie, usiadłam na jej drugim końcu, podciągając nogi pod siebie.
- Opowiesz mi jak to się stało? - spytał.
- Myślę, że ten dzień przypominał nieco dzisiejszą pogodę. Cztery lata temu zakończyłam treningi z moim dziadkiem. Zajmowałam się małymi drapieżnikami, po nieco dłuższym czasie dziadek razem z Seunggi postanowili dać mi szansę z większym ptactwem. Byłam wtedy lekko strachliwa. Widząc wtedy ogromnego niczym pies orła, jego ostre pazury i duży dziób, uciekałam z piskiem, nie mogąc poradzić sobie z emocjami. Minęło kilka dni, przez które ani Seunggi, ani dziadek nie wspomnieli o powrocie do kursu. Zakradłam się więc późnym wieczorem do orła, przed którym wcześniej uciekłam i wyjęłam go z klatki. Zdjęłam mu kaptur, odwiązałam sznur od jednej z nóg i pościłam w powietrze. Orzeł wzniósł się na kilka minut żeby runąć na mnie całym swoim ciężarem. Widząc jak wysuwa pazury, przypuszczając atak, zasłoniłam twarz dłonią. W pewnym momencie poczułam ból, który skutecznie sprawił, że zemdlałam. Obudziłam się w szpitalu, pod kroplówką. Seunggi wyjaśnił mi całą sytuację. Moja ręka była jednym, wielkim płatem pociętej skóry. Płakałam przez kilka nocy. Ręka goiła się dobrze, szwy zniknęły. Zostały jedynie blizny. - podsumowałam.
Brunet siedział w milczeniu, przysłuchując się mojej historii. Przysunął się bliżej mnie i dotknął mojej dłoni. W tym samym czasie usłyszałam dzwonek mojej komórki. Speszyłam się i odbierając, skierowałam wzrok przez okno.
- Spóźnię się Nawoon. - przyznał Yoongi,
- Nie musisz się śpieszyć. - odpowiedziałam. - Pójdę już do domu.
- Zostań. - nalegał.
- Wszystko jest już dobrze. - uniosłam kącik ust. - Zobaczymy się kiedy indziej.
- Dobrze, do zobaczenia.
- Pa. - rozłączyłam się, odkładając telefon do kieszeni. Brunet wpatrywał się we mnie, mrugając co chwilę.
- Pójdę już. - podniosłam się z kanapy. - Nie chcę zabierać ci więcej czasu. - chwyciłam za dół od bluzy, chcąc ją ściągnąć. Brunet jednak powstrzymał mnie swoją dłonią.
- Jest twoja. - uśmiechnął się. Wahałam się przez chwilę, ale odwzajemniłam jego uśmiech.
- Dziękuję. - przytaknęłam głową i wyszłam z jego pokoju, zamykając za sobą drzwi. - Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. - przyznałam cicho pod nosem, kierując się do wyjścia.

0-8

Szłam po chodniku co jakiś czas przecierając policzki z łez. Doszłam do domu, zamknęłam drzwi na klucz i usiadłam przed dokumentami, które leżały na stole w kuchni. Złożyłam powyginane od wody kartki w teczkę i odłożyłam je na stolik.
Wyszłam na korytarz i kierując się w stronę swojego pokoju, stanęłam zdezorientowana.
Seunggi pogrążony w jednej ze swoich książek siedział na schodach. Nie wiedząc co zrobić, stałam tam i wpatrywałam się w mojego brata. Chłopak powoli odkręcił głowę w moją stronę, ukazując zmęczoną twarz. Na jego policzkach widoczne były ścieżki, po których jeszcze kilka minut temu płynęły łzy. Białka poczerwieniały, a żyłki, które przeważnie były niewidoczne, płonęły. Schyliłam głowę, próbując uniknąć jego spojrzenia i ruszyłam przed siebie. Minęłam go bez słowa, słysząc jak się podnosi.
- Kilka dni temu poszedłem do niego żeby wyjaśnić całą sytuację. - usłyszałam za plecami. Stanęłam i odwracając się, napotkałam na plecy chłopaka. - Wiedziałem, że od dłuższego czasu wychodzicie coraz więcej. Wcale się z tym nie krył. - pokręcił głową, opadając na schody. - Przyznał, że się zakochał. - Seunggi wziął głęboki oddech i rozpłakał się, chowając twarz w dłonie. Widząc jak cierpi, zeszłam niżej, siadając obok niego i obejmując go ramieniem, poklepywałam co jakiś czas jego plecy.
- Przepraszam, to moja wina. - powiedziałam cicho.
- Nie. - zaprzeczył. Spoglądając na mnie szklistym wzrokiem, pokiwał głową. - Ten kretyn odpowiada za to co zrobił. Nie mogłaś wiedzieć. - zdobył się na słaby uśmiech. - Oboje nas oszukał.
- Seunggi.. - przytuliłam go mocno i gładząc jego włosy, czułam jak jego oddech powoli się normuje.
- Pójdę już do siebie. - odsunął się ode mnie dyskretnie, podniósł się i ucałował mnie w czubek głowy. - Uważaj na facetów Nawoon, to kretyni. - zszedł na dół i udał się do swojego pokoju, zostawiając mnie samą. Czując w głębi duszy żal, schowałam się w swoim pokoju. Biorąc ciepłą kąpiel, położyłam się do łóżka i nie wiedząc kiedy, zasnęłam.

[popołudnie]

Przeczesałam dłonią włosy, związując je w kucyk z tyłu głowy. Kilka pasm przylepiło się do mojego spoconego czoła. Dzisiejszy dzień był wyjątkowo ciepły. Temperatura mogła dochodzić do około dwudziestu siedmiu stopni. Bezchmurne niebo nie wskazywało na nadejście szybkiego ochłodzenia, a delikatne podmuchy wiatru nie dawały upragnionego chłodu. Schowałam się przez chwilę w cień drzewa, opierając plecy o korę, przymknęłam powieki. Zaczęłam oddychać wolniej. Ciepło, które wrzało w moim ciele przeszło, a ja poczułam się lepiej. Otworzyłam oczy. Jego dłoń wyciągnięta kilka centymetrów ode mnie, trzymała butelkę wody.
- Proszę, napij się. - przyznał cicho, podsuwając mi napój. Wzięłam butelkę, wylałam trochę na dłoń i przetarłam nią twarz. Upijając kilka łuków ze środka, przyglądałam się nieznajomemu, który od jakiegoś czasu zjawiał się tutaj codziennie. Ubrany w czarną koszulkę, szare spodenki, z cienkim łańcuszkiem na szyi. Stał przede mną, wpatrując się w czynności, które wykonuję. Jego oczy rejestrowały każdy mój ruch, a twarz wydawała się niewzruszona.
- Dziękuję za wodę. - przyznałam, delikatnie się uśmiechając.
- Wydaje mi się, że byłoby lepiej, gdybyś zdjęła swoją bluzę. - powiedział, wskazując głowę na moje długie rękawy. Spojrzałam na swoje dłonie i czym prędzej schowałam je w kieszenie spodenek.
- To nie jest konieczne. - odpowiedziałam.
- Skoro tak uważasz. - wzruszył ramionami i odwrócił się na wyjścia.
- Hej, poczekaj. - poszłam za nim, zaczepiając rękaw jego koszulki. Chłopak odwrócił się i spojrzał na mnie swoim tajemniczym, brązowym wzrokiem.
- Tak ? - spytał.
- Jak masz na imię? - zapytałam z ciekawością. Brunet spuścił głowę z delikatnym uśmiechem, aby po chwili odejść. - Hej! - krzyknęłam za nim. Chłopak jednak nie zareagował, idąc dalej. - Pięknie. - burknęłam pod nosem lekko zirytowana i kierując się do biura, usiadłam przy biurku. Odchyliłam się na fotelu i wpatrując się w sufit, próbowałam skupić myśli na pracy. Nie wiem ile czasu próbowałam to zrobić, za każdym razem schodziły one na inny tor. Na początku rozmyślałam o Seunggi i Taehyungu. Później jednak skupiłam całą swoją uwagę na nieznajomym. Próbując przywołać jego obraz, zobaczyłam go przez oczyma. Brązowe włosy poddały się powiewowi wiatru, brązowe oczy niczym zwierciadło jego duszy spoglądały na wprost. Koncentrowały się na jakimś ruchu, poruszając niespokojnie. Na górnej wardze zauważyłam małe znamię. W tej chwili jego usta rozchyliły się, pozostawiając pomiędzy wargami niewielką przerwę. Uśmiechnął się. W jego policzkach zobaczyłam słodkie dołeczki.
- O kim myślisz? - męski głos Seunggi wyrwał mnie z rozmyślań. Skierowałam wzrok z sufitu w jego stronę.
- O Tobie. - skłamałam.
- Nigdy nie uśmiechałaś się tak na mój widok. - przyznał, siadając przez biurkiem. Czułam jak na moją twarz wkrada się rumieniec. - Widzisz, o ty mówię. - wskazał na moje, czerwieniące się od wstydu policzki.
- Jak się czujesz? - spytałam, podając mu teczkę kserokopii. Spojrzał na mnie spod grzywki, która spadała mu na oczy.
- Doszedłem do wniosku, że nie warto się smucić. - przyznał, a uśmiech rozpromienił jego twarz.
- Może wybierzemy się dziś na jakąś wycieczkę? - zaproponowałam.
- Chciałbym, ale mam małe urwanie głowy. - powiedział, biorąc teczkę pod pachę. - Może przejdź się z tym chłopakiem.
- Jakim? - zdziwiłam się.
- Z tym, które wywołuje na twojej twarzy ten promienny uśmiech. - przyznał, stając w progu. - Uważaj na siebie, pa.
- Pa. - pożegnałam go i biorąc w wolną dłoń telefon, wybrałam numer zaznajomionej weterynarii.
 Czekając dwa sygnały, usłyszałam po drugiej stronie ciepły, kobiecy głos.
- Witam, Hong Nawoon. - przedstawiłam się. - Wczoraj do waszej weterynarii trafiła sowa z naszego rezerwatu.
- Ah tak, podam panią Sunyoung to telefonu. - przyznała. Po raz kolejny czekałam nim po drugiej stronie usłyszałam znajomy, kobiecy głosik.
- Posłuchaj Nawoon, jeszcze do końca nie wiemy co stało się waszej sowie, ale podejrzewam, że to ze starości - przyznała.
- Do tej pory wszystko było dobrze. - powiedziałam. Martwiłam się. Była jedną z ulubienic mojego dziadka, a zarazem stała się tą ulubioną Seunggi.
- Nie przejmuj się. - pocieszyła mnie. - Zrobimy wszystko żeby podtrzymać ją przy życiu.
- Jeśli będziesz wiedzieć coś więcej, proszę, zadzwoń.
- Tak zrobię. - przytaknęła. - Pa Nawoon.
- Pa. - rozłączyłam się, odkładając telefon do stacji lądującej. Zbierając dokumenty, schowałam je w sejfie i biorąc nogi za pas, czym prędzej wyszłam z pracy. Doszłam do domu, wzięłam prysznic i przebierając się w czyste ubrania, usiadłam na ławce przed domem. Kolejny wieczór zbliżał się szybkimi krokami, pochłaniając już pierwsze promienie zachodzącego słońca. Nie chcąc spędzić go w samotności, podniosłam się i wsiadając do metra, przejechałam kilka stacji. Kupując po drodze dobry alkohol, zapukałam w końcu do drzwi dobrze znanej mi dormy. Czekałam kilka sekund nim ustąpiły pod dłonią kogoś po drugiej stronie. Z uśmiechem powitałam Jaebuma, który przytulił mnie za progiem i zaprosił do środka. Usiadłam z nim w salonie i czekając na powrót reszty naszych przyjaciół, zdążyliśmy zamówić coś do jedzenia. Kiedy reszta pojawiła się w środku, zapanował chaos. Jinyoung dopadł kilka butelek piwa i otwierając je bez pozwolenia Jaebuma, postawił przed każdym po jednej.
- Pijemy. - powiedział z uśmiechem, zdejmując kurtkę i zajmując miejsce obok Bama, podał mu butelkę. Przypominając sobie kilka ostatnich chwil w ich towarzystwie, zaśmiałam się. Jinyoung spojrzał w moją stronę wyzywająco podnosząc jedną brew. Za pierwszym razem nie wiedziałam o co może mu chodzić. Byłam wtedy bardziej nieśmiała, pod kontrolą rodziców i nadopiekuńczego brata. Chłopak jednak przyjął mnie z otwartymi ramionami, nauczył jak dobrze się bawić, z nim, czy bez, z używkami czy bez nich. Chwyciłam pewnie butelkę i kierując wzrok w stronę Kibuma, wręczyłam mu wolną, otwartą butelkę. - Tym razem przegrany płaci za jedzenie. - powiedział w końcu, podnosząc piwo do góry. - Start.
Przechyliłam butelkę do ust i chcąc jak najszybciej wypić piwo, odstawiłam ją zaraz po Jinyongu.
Patrzeliśmy kolejno na osoby opróżniające butelki i jednogłośnie stwierdziliśmy, że to kolej Youngjae.
- Mówiłem, że jestem w tym beznadziejny. - odpowiedział, idąc po portfel.
- Zawsze tak mówi, jak przegrywa. - przyznał Bam, biorąc kolejne piwo. - Jak w rezerwacie?
- Wszystko dobrze. - przyznałam, mijając się z prawdą. Dzwonek do ich drwi zadzwonił, a Youngjae zbiegła na dół. Odebrał zamówienie i stawiając je na stole, usiadł na podłodze, przed stolikiem.
Zajadając się kurczakiem, ryżem i różnymi strączkami, rozmawialiśmy o różnych rzeczach, przechodząc po chwili do wspomnień. Obiecaliśmy sobie, że w wolnej chwili wybierzemy się w jakieś piękne miejsce. Może nawet odwiedzimy Europę i Somi. Dużymi krokami zbliżała się dwudziesta trzecia. Słysząc dzwonek swojej komórki, podeszłam do kurtki, którą zostawiłam w korytarzu i odebrałam.
- Hej, Nawoon, obudziłem cię? - spytał chłopak.
- Nie Yoongi. - przyznałam. - Coś się stało?
- Chciałem zaprosić cię na imprezę u nas. - powiedział.
- Nawoon, chodź do nas, co robisz? - w korytarzu stanął Jinyoung. Skrzywił się widząc, że rozmawiam przez telefon i podszedł bliżej, zabierając mi go z rąk.
- Nawoon jest w tej chwili nieosiągalna. - przyznał i rozłączając rozmówcę, oddał mi telefon. - Chodź do nas. - złapał mnie za rękę i zaprowadził do salonu. Usiadł obok Bama, a mi kazał zająć miejsce obok Kibuma. Widziałam, że chce żebym dobrze się bawiła. Zmuszając mnie jednak do tego zajęcia, odebrał mi całą chęć znajdowania się w jego towarzystwie. Wyjęłam więc telefon i pisząc ukradkiem SMSa do Yoongiego, czekałam na odpowiedź, mając nadzieję, że nie jest zły za zaistniałą wcześniej sytuację.
[N] Przepraszam cię. Jinyoung chce żebym dobrze się bawiła. Jesteś zły?
[Y] Pewnie, że nie. A dobrze się bawisz?
[N] Nie do końca.
[Y] Wpadnij do nas.
[N] Jak mam to zrobić? Nie wymknę się niezauważona.
[Y] Przyjść po Ciebie?
[N] Nie fatyguj się, jakoś dam radę.
[Y] Czekam ;).
Popatrzyłam po chłopakach i chowając telefon do kieszeni, spojrzałam w stronę Jaebuma.
- Muszę już iść, przepraszam was. - przyznałam, podnosząc się z kanapy.
- Zostań jeszcze. - odezwał się Youngjae.
- Dziękuję wam za dobrą zabawę, ale muszę już iść. - obstałam przy swoim. Ubrałam kurtkę i żegnając chłopaków, wyszłam za zewnątrz. Przeszłam na stację metra i w oczekiwaniu na odpowiedni pojazd, usiadłam na ławce. Nagle obok mnie zjawił się Kibum. Spojrzał na mnie spokojnym wzrokiem i chowając dłonie w kieszeniach, chciał coś powiedzieć, po chwili jednak zrezygnował.
- Kiedy ostatnio u mnie byliście, byłeś poważny i cichy. - przyznałam.
- Masz rację. - powiedział.
- To z powodu innego towarzystwa?
- Nie chodzi o towarzystwo. - ponownie na mnie spojrzał. - Tu chodzi tylko o jedną osobę.
- O kogo? - spytałam zaciekawiona.
- Właśnie do niego idziesz. - przyznał, odwracając głowę na wprost. Jego wzrok spoczął na przeciwległej ścianie.
- Skąd...
- Widziałem. - powiedział.
- Jesteś kolejną osobą, która mnie przed nim ostrzega. - przyznałam. - Jesteśmy przyjaciółmi, myślisz, że mógłby mnie skrzywdzić?
- On jest twoim wrogiem. - powiedział ostro chłopak. Podniosłam się, powodując, że jego spojrzenie spoczęło na mojej osobie.
- Wolę mieć prawdziwych wrogów niż sztucznych przyjaciół.
Wsiadłam do wagonu, zostawiając Kibuma na ławce. Usiadłam na siedzeniu i ściskając telefon w dłoni, wyszłam z metra kilka stacji dalej. Widząc przychodzące połączenie od Yoongiego, wyłączyłam telefon i ukrywając się w swoim pokoju, zagłębiłam się w książce.

piątek, 26 maja 2017

0-7

- Absurd. - przyznałam. Nie mogłam uwierzyć w to co przed chwilą powiedział Yoongi. Wciągnęłam chłodne powietrze do płuc i próbując racjonalnie wszystko sobie wytłumaczyć, spojrzałam jeszcze raz w stronę chłopaka. Siedział tam i wpatrywał się we mnie bez wyrazu na twarzy.
- Przepraszam, myślałem, że o tym wiesz. - powiedział, widząc moje zmieszanie, przysunął się bliżej.
- Yoongi chyba oszalałeś! - krzyknęłam, podnosząc się z ławki. - Pleciesz bzdury! Nawet go nie znasz!
- Nawoon, uspokój się. - powiedział spokojnie chłopak, łapiąc mnie za nadgarstek.
- Nie rozumiesz Yoongi! - krzyknęłam mu blisko twarzy. - Przecież my się całowaliśmy, cholera. - ściszyłam głos. Chłopak schował mnie w swoich ramionach, chcąc żebym ochłonęła.
- Porozmawiaj z Seunggi, on zrozumie. - przyznał, odsuwając mnie na długość swoich ramion.
- Przecież on się wścieknie.
- Jesteś jego siostrą.
- Tym bardziej go to zaboli. - potarłam czoło. - Chyba muszę wracać do domu.
- Dobrze, odprowadzę cię. - powiedział, wyciągając w moją stronę ramię. Doczepiając się do chłopaka, całą drogę próbowałam wymyślić co powiem mojemu bratu, jak mu to wytłumaczę. Musiałam zebrać się w sobie, zacisnąć szczękę i powiedzieć to bez żadnego zawahania. Yoongi zdążył się ze mną pożegnać, odprowadzając mnie pod same drzwi, co jakiś czas powtarzał "będzie dobrze". Weszłam do środka, przekręcając klucz w drzwiach i badając pomieszczenia, doszłam do wniosku, że Seunggi jest u siebie. Pukając cicho w ciemnobrązowe drewno, weszłam do środka po zaproszeniu.
- Zalałaś dokumenty. - powiedział na samym wejściu, odwracając się do mnie na swoim kręconym fotelu.
- Do jutra wyschną. - odpowiedziałam, siadając na krawędzi jego łóżka. - Seunggi, musimy porozmawiać.
- Co się stało? - spytał. Miałam wrażenie, że przez chwilę w jego głosie słyszę zawahanie.
- Całowałam się z Taehyungiem. - powiedziałam szybko, spoglądając na niego. Seunggi zasłonił twarz dłonią, przecierając oczy.
- Wyjdź. - powiedział, wskazując lewą dłonią wyjście.
- Seunggi, pomiędzy nami nic nie ma. - przyznałam, podnoszą się z pogiętej pościeli. - Nie wiedziałam, że...
- Wynocha! - krzyknął, odkrywając swoją twarz. Jego wzrok przepełniony był nienawiścią. Przestraszyłam się, cofnęłam i czym prędzej wyszłam z jego pokoju.

[popołudnie]

Przechodziłam pomiędzy klatkami doglądając sów Seunggi, który nie pojawił się w pracy. Koncentrując wzrok na jednej z najpiękniejszych odmian jakie widziałam, wzdrygnęłam. Przeszłam przed budynek obok i wbiegając do klatki, upadłam na kolana przed jedną z sów. Położyłam jej dłoń pod głowę i patrząc na zwierzę, skrzywiłam się. Wzywając pomoc, poczekałam na odsiecz i zabrałam sowę do lecznicy. Konsultując się z weterynarzem, wróciłam do rezerwatu i sprawdzając jedzenie, które dostały ptaki, wsypałam resztkę do plastikowego worka, sypiąc nową porcję w pojemniki. Po skończonych obowiązkach, przeszłam do biura. Czas na papierkową robotę. - pomyślałam, siadając przy biurku, przeciągnęłam się na krześle i rozłożyłam dokumenty po całej jego długości. Wypełniając kilka rubryczek, upiłam łyk wody z butelki obok monitora i chcąc wrócić do dokumentów, zwróciłam swój wzrok na postać w drzwiach. Wysoki mężczyzna w garniturze poprawił okulary, które zjechały mu z nosa. Jego perfekcyjnie wymodelowana fryzura i nienaganny strój podpowiadały kłopoty. Długo nie musiałam czekać na potwierdzenie moich przypuszczeń.
- Witam, jestem Min Eunkwang, agent ds. nieruchomości. - wyciągnął wolną dłoń, gotową do uścisku. w moją stronę.
- Hong Nawoon. - podniosłam się z miejsca i witając mężczyznę wskazałam jedno z miejsc przed biurkiem. - W czym mogę panu pomóc?
- Przyszedłem w sprawie kupna. - przyznał.
- Nie bardzo rozumiem. - odpowiedziałam, wracając na miejsce.
- Otrzymaliśmy od pani rezerwatu email z prośbą spotkania.
- Mogłabym zobaczyć jego treść? - spytałam
- Niestety jest to nie możliwe. - przyznał. - Może przejdźmy do innych czynności. - powiedział, rozpinając neseser, który spoczywał na jego kolanach. - Oto umowa i suma, którą możemy zaproponować jako pośrednictwo.
- Chyba źle się zrozumieliśmy. - powiedziałam, patrząc na umowę, którą podsunął mi ów mężczyzna. - Panie Eunkwang, nasz rezerwat nie jest na sprzedaż.
- Proszę jednak o ponowne spojrzenie w umowę. - nalegał. - Jesteśmy w stanie nieco podwyższyć cenę kupna.
- Jest pan bezczelny. - podniosłam się z krzesełka. - Proszę wyjść z mojego biura.
Mężczyzna podniósł się i wyszedł bez słowa, zostawiając umowę kupna. Zdenerwowana przedarłam kartkę i chowając wszystkie dokumenty do sejfu, wyszłam z pracy. Kierując się do domu, wbiegłam do pokoju i biorąc szybki prysznic, po raz kolejny zatrzymałam się przez lustrem. Spojrzałam na swoje odbicie i koncentrując wzrok na zmęczonej twarzy, przetarłam oczy. Byłam pełna bólu i żalu, przypominając sobie wczorajszą sytuację. Włożyłam świeżą bieliznę i stając przy szafie, wzięłam z niej kilka rzeczy. Będąc gotowa, zeszłam na dół i biorąc jabłko z misy na środku kuchennej wyspy, wyszłam na zewnątrz. Widząc kolejnego SMSa od osoby, z którą miałam się spotkać, włożyłam telefon do kieszeni spodni i przechodząc przez ulicę, weszłam do parku. Idąc coraz wolniej, skręciłam w końcu do kawiarenki, którą zaczęłam odwiedzać kilka miesięcy temu i usiadłam przy stoliku.
- Dlaczego chciałeś się spotkać? - spytałam lekko poddenerwowana.
- Nie wściekaj się na mnie. - przyznał, lekko nachylając nad stolikiem.
- Co ty sobie myślisz Jongdae? - zrobiłam ten sam gest co chłopak. - Jedno zaproszenie na kawę nie wystarczy.
- Nie chcę cię denerwować Nawoon. - wyprostował się, kładąc na stoliku teczkę. - Znalazłem dla Ciebie kilka ofert pracy jako modelka.
Wzięłam teczkę w dłonie i przyglądając się pierwszej ofercie, zamknęłam ją szybko.
- Ja już mam pracę. - powiedziałam zła. - I za żadne pieniądze z niej nie zrezygnuję. - przedarłam teczkę w dłoniach, zadziwiona swoją siłą, wyszłam.
Wiedząc gdzie chcę się dostać, przeszłam wolnym krokiem kilka budynków. Poprawiając co chwila niebieski płaszczyk, weszłam przez bramkę i naciskając na klamkę, zdziwiłam się, nie napotykając oporu ze strony drzwi. Zostawiłam buty w korytarzu, przechodząc szybko do salonu. Byłam wściekła, ale gospodarzowi tego budynku należał się szacunek. Spoglądając na górę, mój wzrok napotkał winnego. Jego uśmiechnięta twarz przelała czarę goryczy.
- Kretynie, jak mogłeś?! - krzyknęłam, popychając go do tyłu.
- O co Ci chodzi?
- Byłeś z Seunggi, w tym samym czasie całując i podrywając mnie? - zmarszczyłam czoło z niezadowolenia.
- Sprawa z Seunggi jest skończona.
- Chyba tylko z twojej strony! - krzyknęłam po raz kolejny. Tym razem na dole pojawił się Yoongi.
- Nawoon, mieliście porozmawiać spokojnie. - przyznał.
- Ty jej powiedziałeś? - Taehyung odwrócił się w jego stronę i machnął rękę. Po chwili spojrzał na mnie poważny. - Nawoon porozmawiamy?
- O czym chcesz ze mną rozmawiać? - spytałam, widząc jak Yoongi wchodzi na górę, nie chcąc dalej ingerować w zaistniałą sytuację.
- O mnie i o tobie. - odpowiedział.
- O tobie...o tobie to mogę powiedzieć 6 liter. - chłopak spojrzał na mnie niezrozumiale. - I nie, to nie 'miłość'. To 'frajer'. - podsumowałam.

środa, 24 maja 2017

0-6

[tydzień później]

Usiadłam na ławce obok Seunggi, który kończył właśnie swoje drugie śniadanie i koncentrując się na jego poważnej buzi, westchnęłam.
- Dlaczego taki jesteś? - spytałam.
- Taki, to znaczy jaki? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Kiedy zaczęłam spotykać się z Taehyungiem, przestałeś ze mną rozmawiać. - przyznałam. Zamartwiałam się, a ciągłe milczenie z jego strony było nie do zniesienia.
- Mam dużo pracy. - podsumował, wstając z ławki i kierując się w stronę biura, wyrzucił resztki do kosza.
- Seunggi! - krzyknęłam za nim i nim zdążyłam wstać, żeby złapać go jeszcze przed wejściem, ktoś złapał mnie za nadgarstek.
- Nawoon, hej. - usłyszałam na plecami, a ktoś skrył mnie w swoich ramionach. Patrząc przez chwilę z niedowierzaniem przed siebie, odwzajemniałam uśmiech ślicznotki.
- Co ty tutaj robisz Somi? - spytałam zaskoczona. - Jaebum, hej.
- Przyjechałam się z tobą pożegnać, znów wracam do Europy. - przyznała zasmucona.
- Tak szybko? - wzdrygnęłam. - Nawet nie spędziłyśmy ze sobą tyle czasu ile bym chciała, a ty musisz wyjechać.
- Przepraszam Nawoon, chciałabym żeby było inaczej, ale muszę pracować. - przerwała. - Może razem z Jaebumem i resztą odwiedzicie mnie w przyszłym miesiącu?
- Dobrze. - przytaknęłam, mocno ją przytulając. - Uważaj na siebie i dbaj o swoją mamę.
- Obiecuję. - uśmiechnęła się delikatnie. - Uściśnij Seunggi i resztę. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia Somi. - pomachałam jej na pożegnanie i wróciłam do biura, w poszukiwaniu moje brata. Zajrzałam do pomieszczenia, które znajdowało się prawie przy wejściu, na pierwsze piętro i do sów, nie mogąc nigdzie go namierzyć. Przechodząc zrezygnowana na środek placu, spostrzegłam jak w tłumie po raz kolejny rzuca mi się w oczy tajemniczy brunet. Mrużąc oczy, zaczęłam iść w jego stronę, póki drogi nie zastąpił mi ktoś inni. Yoongi jak miał w zwyczaju, przywitał mnie uśmiechem i poczochrał moje włosy, wiedząc, że za tym nie przepadam.
- Jak się ma moje słońce? - spytał. Był rozpromieniony, niczym dziecko, które dostało przed chwilą dużego lizaka.
- Bardzo dobrze. - przyznałam z uśmiechem. - Co cię tutaj sprowadza? - zapytałam z ciekawością.
- Przyszedłem sprawdzić co u Ciebie. - odpowiedział. - Nie widzieliśmy się przez cały tydzień.
- Ah, tak. - przytaknęłam, kiwając głową.
- To prawda, że spotykasz się z Taehyungiem? - spytał. Kiwnęłam twierdząco głową, na co chłopak schował dłonie w kieszenie kurtki i rozejrzał się dookoła. - Może miałabyś ochotę gdzieś ze mną wyjść?
- Jasne. - zgodziłam się.
- Wpadniesz do nas po dwudziestej, czy raczej jesteś za tym, żebym po ciebie przyjechał?
- Z chęcią przyjdę. - przyznałam. - Powiesz mi gdzie idziemy?
- Niespodzianka. - uśmiechnął się, odwrócił na pięcie i odszedł w stronę wyjścia. Nie zastanawiając się dłużej nad słowami chłopaka, skierowałam się w stronę pomieszczeń socjalnych i biorąc dokumenty z zestawieniami, wyszłam z rezerwatu. Trzymając je pod pachą, dotarłam po dłuższej chwili do domu i zostawiając je na blacie w kuchni, skierowałam się na górę. Zrzucając z siebie ciuchy, weszłam pod prysznic i starannie myjąc włosy, po chwili, stałam już przed lustrem. Próbując odwrócić wzrok do swojego ciała, odeszłam od gładkiej tafli jak najprędzej i zawinęłam się ręcznikiem. Wycierając do sucha, założyłam świeżą bieliznę i podeszłam w niej do szafy. Stojąc przed nią kilka minut, w końcu zdecydowałam się co założyć, zeszłam na dół i siadając przy obiedzie, który zostawiła mi mama, rozłożyłam przez sobą stertę dokumentów. Przegrzebując jedzenie widelcem, upiłam łyk wody ze szklanki, którą postawiłam przed talerzem. Mrużąc wzrok, próbując doczytać mniejszy niż zwykle druk, machnęłam ręką zdenerwowana, wylewając wodę ze szklanki. Większość dokumentów została zalana, a napój spłynął po blacie na podłogę. Klnąc pod nosem, wzięłam papierowe ręczniki i próbując ocalić resztę, wyrzuciłam je do kosza. Spojrzałam na zegarek i rozstawiając kartki na stole, zostawiłam je do wyschnięcia. Włożyłam beanie i wciągając na ramiona pasujący do butów płacz, wyszłam na zewnątrz. Zamykając drzwi, przeszłam kilka kroków za bramkę i kierując się w stronę dormy, w której mieszkał Yoongi, wsunęłam dłonie w kieszenie płaszcza. Przez całą drogę myślałam o miejscu, w które chce mnie zabrać chłopak, orientując się po dłuższej chwili, że nogi szybko zaniosły mnie pod ich dom. Zadzwoniłam do drzwi, czekając aż ktoś otworzy. Gdy w progu pojawił się znajomy wcześniej brunet, zostawił drzwi otwarte i zniknął gdzieś w głębi korytarza. Zdziwiłam się, weszłam do środka i zdejmując buty, przeszłam głębiej mieszkania. Szukając wzrokiem Yoongiego, natrafiłam tylko na Jimina, który siedział w fotelu. Uniósł głowę znad ekranu swojego smartphone'a, zmierzył mnie wzrokiem i przewrócił oczami, kręcąc głową. Westchnęłam cicho, przygryzłam język i czując metaliczny posmak w ustach, postanowiłam milczeć.
- Po co tutaj przyszłaś? - spytał, chowając telefon do kieszeni i podnosząc się z fotela, podszedł nieco bliżej.
- To nie twoja sprawa. - odpowiedziałam, spoglądając w stronę schodów z cichą nadzieją.
- Jesteś na moim terenie. - warknął wrogo, prowokując mnie do ponownego spojrzenia w jego stronę.
- Z tego co mi wiadomo, nie mieszkasz tutaj sam. - przyznałam. - Więc dlaczego rościsz sobie prawo do tej dormy?
- Posłuchaj mnie suko. - popchnął mnie na ścianę, opierając dłoń po prawej stronie. - Pewnego dnia ktoś Cię skrzywdzi i tego dnia nie mogę się doczekać. - szepnął, powodując silny dreszcz, który wzdrygnął moim ciałem. Po tych słowach odwrócił się i wszedł na górę, zostawiając mnie samą. Byłam w szoku. Nie miałam pojęcia, że Jimin tak bardzo mnie nienawidzi. Przełknęłam ślinę dość głośno i czując, że robi mi się gorąco, zdjęłam czapkę, ściskając ją w dłoni. Dopiero teraz mój oddech przyśpieszył, a ja zsunęłam się po ścianie.
- Hej, wszystko w porządku? - czyjeś dłonie spoczęły na moich ramionach.
- Trochę słabo się poczułam. - przyznałam, podnosząc się szybko na równe nogi i próbując uspokoić oddech, uśmiechnęłam się. Chciałam stworzyć pozory, dobrą maskę. - To jak, idziemy?
Chłopak przytaknął twierdząco, wziął mnie pod ramię i wkładając buty w przedsionku, wyszedł razem ze mną.
- Więc co to za miejsce? - spytałam, przechodząc na drugą stronę ulicy tuż obok chłopaka. Zobaczyłam jego uśmiech.
- Niespodzianka. - odpowiedział zdecydowany.
- Nadal upierasz się przy swoim?
- Tak. - przyznał, zastawiając mi drogę.
- O co chodzi? - spytałam, podnosząc brew do góry. Musiałam wyglądać śmiesznie gdyż Yoongi zaśmiał się cicho, wyjmując z kieszeni szal. - Żartujesz, prawda?
- Gdybym żartował, nie byłoby nas tutaj. - powiedział. - Mogę?
Przytaknęłam z lekką obawą. Chłopak zaszedł od tyłu i przewiązując mi szal na oczach, złapał mnie za dłoń. Prowadząc mnie po omacku kilka, może kilkanaście metrów, puścił w końcu moją dłoń.
- Jesteśmy. - przyznał. Podniosłam ręce do szala i ściągając go w dół, moja dłoń opadła wzdłuż ciała. Niebo odbijało się w tafli wody, a ciepłe światło latarni, oświetlało brzeg małego zbiornika. Przysiedliśmy na ławce przed. Yoongi wyjął z kieszeni paczkę papierosów i wsadzając jednego pomiędzy swoje wargi, wyciągnął dłoń w moją stronę. Poczęstowałam się i biorąc od niego ogień, zaciągnęłam się nieco mocniej niż powinnam. Czując delikatny posmak maliny, spojrzałam na chłopaka, który delektował się używką.
- Po co mnie tu zabrałeś? - spytałam. Yoongi spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Dawno się nie widzieliśmy. To dziwne, że chcę zabrać swoją przyjaciółkę w takie ładne miejsce? - zdziwił się.
- Nie o to chodzi.
- Nie podoba Ci się tutaj?
- Wszystko jest piękne. - poprawiłam się szybko.
- Martwisz się o coś? - spytał
- Nie chcę zaprzątać Ci tym głowy. - zdobyłam się na słaby uśmiech.
- Mów.
- Martwię się o Seunggi. - zdeptałam niedopałek. - Przestaliśmy rozmawiać po tym jak zaczęłam spotykać się z Taehyungiem.
- Jeśli pomiędzy wami jest coś poważnego...
- Ależ nie. - przerwałam mu. - Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
- Skoro do niczego nie doszło, nie powinien być zazdrosny. - powiedział Yoongi.
- Zazdrosny? - parsknęłam śmiechem. - O mnie czy Taehyunga? - powiedziałam rozweselona.
- W końcu są parą, co w tym dziwnego? - zmarszczył czoło, powodując, że mój uśmiech zszedł z twarzy, szybciej niż się pojawił.

piątek, 19 maja 2017

0-5

*Nawoon*
Lekko zszokowana reakcją Jimina, nie chcąc dłużej o nim myśleć, wróciłam do salonu, siadając na jego miejsce.
- Gdzie Jimin? - spytał Yoongi, gdy tylko wcisnęłam się pomiędzy niego a Seokjina.
- Wyszedł. - przyznałam. - Był jakiś dziwny.
- Dziwny? - zdziwił się, marszcząc przy tym czoło. Wzruszyłam ramionami obojętnie. Chcąc nie chcąc, chłopak musiał zakończyć temat, gdyż na ekranie pojawiły się napisy końcowe.
- Jak się podobało? - spytał Jinyoung. Chyba nawet nie zauważył, że nie było mnie przez większość filmu.
- Musimy to kiedyś powtórzyć. - przyznał Yoongi z uśmiechem. - To co, będziemy się zbierać? - zasugerował, kierując pytanie do starszego. Kibum przytaknął głową, podniósł się z fotela, w którym siedział i zaczął sprzątać.
- Kibum, daj spokój, posprzątam. - przyznałam. Widząc jak chłopak daje za wygraną, zebrałam towarzystwo i odprowadziłam ich do drzwi. Żegnając się z nimi, zamknęłam drzwi i wróciłam do salonu.
- Pomogę Ci. - usłyszałam z plecami. Moje serce przyśpieszyło, a kubek do połowy wypełniony makaronem o mało nie wypadł na podłogę. Odwróciłam się i spojrzałam na bruneta, który sięga dłonią w moją stronę, zabierając ode mnie torebkę, którą wcześniej zdążyłam zabrać.
- Nawet nie zauważyłam, że nie wyszedłeś razem z nimi. - przyznałam, biorąc pustą butelkę po napoju.
- Chciałem Ci pomóc i porozmawiać. - przyznał, kierując się ze mną do kuchni.
- Porozmawiać? O czym?
- O Tobie i Jongdae. - powiedział, kładąc reklamówkę na blat kuchenny.
- Myślę, że nie powinny cię interesować nasze relacje. - spojrzałam w jego kierunku.
- Owszem. - przytaknął. - Chciałbym cię tylko ostrzec.
- Przed nim? - odchrząknęłam. - Jakim prawem?
- Nie mogę teraz o tym mówić. - cofnął się kawałek, jakby chciał uciec do wyjścia.
- Przychodzisz do mojego domu i oskarżasz Jongdae bezpodstawnie. - pokręciłam głową. - Masz tupet Seokjin.
- Robię to tylko ze względów moralnych. - przyznał, odwrócił się i wyszedł bez pożegnania.

[noc]

Siedząc na łóżku i patrząc bezczynnie w sufit usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Spojrzałam w ich stronę i zapraszając osobę po drugiej stronie, zachrypniętym "proszę", przykryłam się kołdrą. Seunggi wsunął się do środka dość szybko i siadając naprzeciwko mnie z uśmiechem, podał mi małe pudełeczko.
- Co to? - zdziwiłam się, biorąc je od niego.
- Sama zobacz. - przyznał. Odwiązałam kokardkę i nim zajrzałam do środka, zapaliłam lampkę. Widząc wewnątrz pudełeczka pierścionek z małym, różowym kamieniem, wyjęłam go i włożyłam na palec.
- Śliczny, dziękuję. - powiedziałam z uśmiechem, przytulając go i wracając na swoje miejsce, schowałam puste pudełeczko w szufladzie. - Udała wam się wycieczka z Taehyungiem?
- Było świetnie. - przytaknął i szukając czegoś w telefonie, odwrócił go w moją stronę.
- Zabierzecie mnie kiedyś ze sobą? - spytałam, widząc ich wspólne zdjęcie. W pewnym sensie zazdrościłam Seunggi, że znalazł sobie przyjaciela, który tak o niego dba.
- Jasne. - przyznał, zablokowując telefon i włożył go do kieszeni swoich spodni. - Śpij, nie przeszkadzam Ci już. - podniósł się i skierował do wyjścia.
- Seunggi. - powiedziałam, gdy chłopak złapał za klamkę. Spojrzał przez ramię.
- Tak, Nawoon?
- Kocham cię. - przyznałam cicho.
- Też cię kocham siostro. - uśmiechnął się i wyszedł.

[popołudnie]

Wykonując wszystkie swoje obowiązki, przeszłam kolejny raz przez plac wypełniony dziećmi i ich rodzicami. Doglądając sów Seunggi po raz kolejny natrafiłam na tajemniczego bruneta. Znajdował się zaledwie kilka metrów ode mnie. Siedział na ławce, w jego dłoniach znajdował się sporych rozmiarów zeszyt. Jego włosy rozwiał delikatny podmuch wiatru, a oczy skupiały się raz na drapieżnikach, raz na zeszycie. Skóra przypominała kolor spalonej pomarańczy. Wyglądał na skupionego, a zarazem nieco zagubionego w gąszczu ludzi, którymi był otoczony. Kolejny raz podniósł wzrok znad zeszytu, lecz tym razem jego odwróciła się w moją stronę. Przenikliwy, brązowy wzrok chłopaka, mówiący "precz", wywołał ciarki na całym moim ciele. Cofnęłam się pod presją jego niezbyt przyjaznego spojrzenia i nadeptując na kogoś, odwróciłam się w jego stronę.
- Cześć Nawoon. - uśmiechnął się Taehyung, witając mnie.
- Hej. - odwzajemniłam uśmiech.
- Do której dziś pracujesz? - zapytał.
- A chciałbyś mnie gdzieś zaprosić? - spytałam z ciekawością.
- Może wyszlibyśmy razem do kina?
- Pewnie, czemu nie. - przytaknęłam.
- Przyjdę po ciebie około dwudziestej.
- Będę czekać. - pomachałam mu na pożegnanie i wróciłam wzrokiem na ławkę. Biała kartka, którą zostawił od razu rzuciła mi się w oczy. Wzięłam ją w dłoń i rozgięłam. Przedstawiała ona jedną z ulubionych sów Seunggi. Cienkie linie rysunku sprawiły, że wyglądał dostojnie. Podziwiając ją chwilę, zgięłam ją i wsunęłam do tylnej kieszeni spodni. Przechodząc do biura, siedziałam tam do zakończenia zmiany. Gdy tylko wyszłam z parku, skierowałam się do domu i przechodząc przez próg, pośpieszyłam się do swojego pokoju. Wzięłam prysznic, ułożyłam włosy, związując je w kucyk i włożyłam na siebie coś wygodnego. Wciskając telefon do kieszeni, złapałam okulary, które leżały na szafce nocnej i zbiegłam na dół. Spojrzałam na zegarek i jedząc szybko pół jabłka, wciągnęłam buty na stopy.
- Wybierasz się gdzieś? - usłyszałam głos Seunggi od strony schodów. Spojrzałam na niego, poprawiając kucyk, uśmiechnęłam się.
- Taehyung zaprosił mnie do kina.
- Kto?
- Taehyung. - powtórzyłam ciszej, widząc reakcję chłopaka.
- Ah, bawcie się dobrze. - przyznał obojętnie i wszedł na górę. Wzruszyłam ramionami i wychodząc na zewnątrz, natknęłam się na Taehyunga, który przeszedł przez bramkę.
- Idziemy? - zapytał. Kiwnęłam twierdząco głową i biorąc go pod ramię, ruszyliśmy do kina.
[...] - Jak ci się podobało? - spytał, mimowolnie łapiąc mnie za rękę.
- Był świetny. - przyznałam z uśmiechem. Nie przeszkadzało mi, że jest tak blisko mnie, pomimo tego, że nie znaliśmy się zbyt długo. Był najlepszym przyjacielem Seunggi, a skoro on zdążył mu zaufać, ja również mogłam to zrobić.
- Powtórzymy to kiedyś, prawda? - zapytał, przepuszczając mnie w drzwiach małej knajpki. Kiwnęłam twierdząco głową na znak, że się zgadzam i wzięłam napój, który zamówił specjalnie dla mnie. Reszta drogi do domu minęła nam spokojnie i dość szybko. Stanęłam przy drzwiach swojego domu, naciskając na klamkę.
- Dobranoc. - przyznałam z uśmiechem, chcąc wejść do środka. Taehyung nadal trzymał mnie za dłoń i spoglądając na mnie z uśmiechem, podszedł bliżej. Kładąc wolną dłoń na moim policzku, przetarł go kciukiem i schylając się, dotknął moich warg. Przytrzymał mnie swoimi ustami i nim się obejrzałam, zakończył pocałunek, zamykając mnie w swoich ramionach.
- Dobranoc. - szepnął i odszedł. Uśmiechając się, weszłam do środka i zostawiając buty w korytarzu, weszłam po schodach.
- Jak było? - usłyszałam za plecami, podskakując przestraszona. Odwróciłam się i westchnęłam, a na mojej twarzy znów pojawił się uśmiech.
- Cudownie. - przyznałam. - Taehyung jest wspaniały.
- Całowaliście się? - spytał. Miałam wrażenie, że Seunggi zaczyna być zazdrosny.
- Nawet jeśli, to nie powinno cię to obchodzić. - wtrąciłam. - Jestem dorosła.
- Co nie znaczy, że jesteś rozsądna.
- Taehyung to twój przyjaciel. Skoro ty mu zaufałeś, ja też mogę.
- Taehyung nie jest moim przyjacielem. - fuknął i wściekły zamknął się w pokoju na dole. Machnęłam ręką i weszłam do pokoju. Szybki prysznic załatwił sprawę zmęczenia, a ja usiadłam na łóżku i zagłębiłam się w fabule książki, którą podarowała mi mama. Słysząc dźwięk przychodzącej wiadomości wideo, wzięłam w dłoń telefon i spojrzałam na ekran. Wahałam się kilka sekund, ale odebrałam połączenie, a na ekranie ukazała się uśmiechnięta twarz Taehyunga.
- Skąd masz mój numer? - zdziwiłam się.
- Mam swoje źródła. - przyznał, śmiejąc się. - Leżysz już w łóżku?
- Tak. - przyznałam. - A ty? Dotarłeś do domu bezpiecznie?
- Tak, nie trzeba było się martwić. - mrugnął. - Co czytasz?
- Książkę, którą dostałam od mamy. - przyznałam, pokazując mu okładkę.
- Seokjin uwielbia czytać, musicie się spotkać i porozmawiać na temat książek. Na pewno będziecie mieli dużo do obgadania. - uśmiechnął się. - Nie przeszkadzam Ci, prawda?
- Nie. - odwzajemniłam jego uśmiech. - Taehyung?
- Tak? - spytał
- To co wydarzyło się przed drzwiami...
- Nawoon, podobasz mi się, ok? - nie czekał na odpowiedź. - Było źle?
- Nie, a-ale mnie zaskoczyłeś. - czułam jak na moją twarz wkrada się rumieniec.
- Chciałem cię zaskoczyć. - przyznał. - Pewnie jesteś zmęczona, idź spać, dobrze?
- Dobrze. - przytaknęłam. - Dobranoc Tae.
- Dobranoc Nawoon. - pomachał mi i zakończył rozmowę.