wtorek, 6 czerwca 2017

1-3

Oderwałam się od niego zaskoczona. Chłopak poprawił swoją maseczkę, ponownie zakrywając swoją twarz, odwrócił się na pięcie i zostawiając mnie pełną sprzeczności, skierował się w głębszą stronę parku.
- Zaczekaj! - krzyknęłam za nim. Brunet jednak pozostał obojętny na moje wołanie, więc zebrałam się w sobie i pobiegłam w jego stronę. Zatrzymując go przy wyjściu w parku, szarpnęłam jego rękaw. - Hej!
Odwrócił się do mnie. Spojrzał spod swojej czapki, ściągnął maseczkę, wkładając ją do kieszeni, a jego wzrok pozostał obojętny.
- Słuchaj, przepraszam cię za to co stało się kilka sekund temu. - przyznał. - Nie chcę żebyś robiła sobie jakiekolwiek nadzieje. - westchnął. - Nie interesujesz mnie.
Stałam w bezruchu, wpatrując się w jego oczy i poruszające się usta. Każde jego słowo było niczym szpilka, którą ktoś dźga kawałek mojego serca odpowiedzialny za zaufanie. Zacisnęłam lewą dłoń w pięść, a prawą odchyliłam do tyłu. Zamachnęłam się, uderzając bruneta w twarz. Jego głowa odskoczyła, pozostając w tej pozycji kilka sekund. Odwróciłam się, zagryzając zęby i biorąc w dłonie telefon, wybrałam numer Taehyunga. Odebrał po kilku sygnałach.
- Nawoon? - zdziwił się. Słysząc głos chłopaka, chciałam się rozłączyć. W końcu dotarło do mnie, że nie powinnam do niego dzwonić.
- Pomyłka. - rozłączyłam się szybko, uderzając otwartą dłonią w czoło. Kretynka. - pomyślałam. Droga do domu dłużyła mi się w nieskończoność. Miałam jednak trochę czasu na przemyślenie tego co powiedział mi Hoseok. Na początku bolało mnie każde jego słowo, która wspomniałam, później jednak uświadamiając sobie, że znaliśmy się tylko z imienia, wszystko traciło sens. Przechodząc przez drzwi mojego pokoju, spojrzałam na zegarek. Mijała dwudziesta druga czterdzieści dwie. Spojrzałam w stronę okna wychodzącego na ulicę. Był piątkowy wieczór. Najlepsze imprezy w stolicy rozpoczynały się po godzinie dwudziestej. Uśmiechnęłam się pod nosem i wyjmując z szafy zestaw, którego dawno nie ubierałam, przejrzałam się w lustrze. Dawno nie miałam na sobie krótkich spodenek, tym bardziej od czasów śmierci dziadków nie uczestniczyłam w żadnej, większej imprezie. Zabrałam komórkę i zbiegając na dół, włożyłam kilka banknotów do jednej z kieszeni kurtki.
Nim dotarłam na miejsce, zaczepiło mnie kilku facetów. Pozbyłam się potencjalnych adoratorów i stając przed drzwiami klubu, ominęłam kolejkę.
- Cześć. - machnęłam do ochroniarza. Stał z niewzruszoną miną, po czym mocno mnie przytulił.
- Nie myślałem, że jeszcze cię tutaj spotkam. - przyznał. W końcu na jego młodej twarzy pojawił się uśmiech.
- A jednak. - przytaknęłam. - Wpuścisz mnie?
- Jak pójdziesz ze mną na kawę. - puścił mi oczko.
- Co na to twoja dziewczyna? - zaśmiałam się, nie zwracając uwagi na tłoczących się ludzi w kolejce przed klubem.
- Rozstaliśmy się dwa miesiące temu. - odpowiedział. - Uciekła ze swoim nowym gachem.
- Tego kwiatu, pół światu. - przyznałam. - O której kończysz?
- Jestem tu do samego końca.
- Jeśli wytrzymam, napijemy się pod koniec imprezy. - obiecałam nim weszłam do środka. Przeszłam przez korytarz oświetlony niebieskimi neonami, słysząc głośną muzykę elektroniczną. Wchodząc na salę wypełnioną po brzegi młodymi Koreańczykami, przecisnęłam się do baru. Opierając dłonie na podświetlonym na biało blacie, rozejrzałam się w poszukiwaniu barmana. Widząc go, podniosłam dwa palce, rozchylając je i czekając aż podejdzie do mnie z kieliszkiem wódki, wsłuchałam się w piosenkę na parkiecie. Chłopak stanął przede mną z uśmiechem, stawiając na barze dwie pełne pięćdziesiątki.
- Na zdrowie! - krzyknął, biorąc kieliszek w swoją dłoń. Oboje wypiliśmy wódkę w tym samym czasie odstawiając kieliszki na blat. Uśmiechnął się, nalewając mi kolejną porcję.
- Baw się dobrze. - nachylił się i krzyknął, próbując przekrzyczeć muzykę. Uniosłam kieliszek w górę, pijąc za jego zdrowie i czując dłoń na plecach. odwróciłam głowę w stronę zaczepiającego. Jego czarne włosy spływały delikatnie na czoło. Odstawił pustą szklankę na ladę barową, siadając obok mnie, zamówił dwie porcje whiskey. Podsunął mi jedną z nich, a drugą wypił za jednym zamachem. Spojrzałam w szklankę, wypijając jej zawartość na drwa razy i wróciłam wzrokiem do chłopaka. Wyciągnął dłoń w moją stronę, proponując wyjście na parkiet. Podniosłam się, łapiąc się go niepewnie. Gdzieś w głębi serca czułam, że nie ma dobrych zamiarów, pomimo tego, chciałam dobrze się bawić, a on był jedną z osób, które zdążyłam poznać. Muzyka jakby zwolniła, położyłam swoje przedramiona na jego barkach, splątując dłonie za jego głową. Ułożył dłonie na moich biodrach, przysuwając mnie bliżej.
- Nie widziałem cię tutaj wcześniej. - przyznał mi wprost do ucha.
- Może nie zwracałeś na mnie uwagi. - odezwałam się. - Przecież wiesz, że nie darzymy się sympatią.- przyznałam. Chłopak przysunął mnie bliżej siebie i musnął swoimi ustami moją szyję. Nie do końca wiedziałam co mam robić, więc ponownie skierowałam się w stronę baru, zostawiając go na parkiecie. Dołączył do mnie po kilku minutach. Siedzieliśmy znów w tym samym miejscu, sącząc kolejną szklankę whiskey.
- To nie do końca jest mój smak. - skrzywiłam się, pokazując dwa palce w stronę barmana. Nim zdarzyłam się obejrzeć, stał przed nami, podając nam dwa nowe kieliszki napełnione wódką. - Trzy kolejki, ja stawiam. - nachyliłam się nad barmanem, który posłusznie dostawił jeszcze cztery kieliszki. Odsunęłam trzy w stronę mojego towarzysza i nim się spostrzegłam, chłopak wypił dwa z nich. Nie będąc gorsza, zrobiłam to samo. Czując gorąco, które rozlało się po moim ciele, wiedziałam, że narzuciłam zbyt szybkie tempo mojemu ciału. Złapałam ostatni kieliszek, przechylając go do góry. Przyjemnie paląca ciesz spłynęła do mojego gardła, przelewając się do żołądka. Odwróciłam się w stronę czarnowłosego z uśmiechem. Nachylił się nade mną i spojrzał prosto w oczy.
- Chodźmy stąd. - powiedział. Nim zdążyłam mu odpowiedzieć, chłopak wziął mnie za rękę i wyprowadził z klubu. Trzymając moją dłoń delikatnie, przeszedł ze mną na drugą stronę ulicy, prowadząc mnie w kierunku obrzeży miasta. Szłam obok niego, czując jak moje stopy trochę się plączą, a w świat wiruje gdzieś z tyłu mojej głowy. W końcu usiedliśmy na ławce. Zdziwiłam się gdy posadził mnie na swoich kolanach, obejmując mnie ramionami.
- Powiesz mi coś? - spytałam, spoglądając na niego z góry. Chłopak podniósł głowę i  przytaknął twierdząco. - Hoseok coś o mnie wspominał?
- On? - prychnął. - Prędzej skoczyłby z mostu niż wspomniał o swoich uczuciach. - podsumował. - A dlaczego tak bardzo cię to obchodzi? - zapytał z ciekawością.
- Po prostu... - zatrzymałam się. Kolejny raz wracał do sprawy, o której powinna zapomnieć.
- Zaraz. - spojrzał na mnie jeszcze raz. - On ci się podoba! - powiedział głośniej.
- To i tak nie ma już znaczenia. - westchnęłam, spoglądając na jego twarz. - A Yoongi?
- Yoongi to kretyn, zapatrzony w siebie kretyn. - przyznał chłopak.
- Dlaczego tak mówisz? - spytałam.
- Gdybyś wiedziała co takiego robi. - pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Więc mi powiedz. - przyznałam, łapiąc jego brodę. Podobno alkohol powodował to dziwne uczucie wyznania wszystkiego co się czuje. Niczym magiczny eliksir prawdomówności, działał na wszystkich. Nawet na mnie. - Jimin, dlaczego jesteś dla mnie taki...
- Ponieważ jestem kretynem. - przerwał mi, spoglądając prosto w moje oczy.
- Jesteś. - przytaknęłam z uśmiechem.
- O szczęściu może mówić tylko ten, kto znajdzie w życiu kogoś takiego, kogoś, do kogo może się przytulić i zamknąć oczy. Nawet jeśli trwałoby to tylko chwilę lub jeden dzień. - powiedział chłopak, wymijając temat.
- Co? - zdziwiłam się, nie wiedząc o co mu chodzi. Wziął moje policzki w swoje dłonie i pochylając mnie do przodu, dotknął moich ust w krótkim pocałunku. Nie odepchnęłam go, czując jak alkohol, który wypiłam daje o sobie znać. Jimin trzymał mnie mocno, całując delikatnie, założył mi włosy za ucho. Odrywając się od moich ust z charakterystycznym, cichym cmoknięciem, uśmiechnął się. Oparłam policzek o jego głowę i czując jak łączy nasze palce u dłoni, zamknęłam oczy.

piątek, 2 czerwca 2017

1-2

Przysiadłam na łóżku, biorąc w dłonie chusteczki i wydmuchując w nie nos, wyrzuciłam je do kosza. Próbując ochłonąć, oparłam plecy o ścianę i podciągnęłam kolana pod brodę. Mijała godzina szesnasta, Seunggi nadal był w rezerwacie, a ja siedziałam w domu, nie wiedząc do końca co mam myśleć o zbiegach okoliczności w parku - jeśli tak można to nazwać. Biorąc z biurka laptopa, włączyłam go i wchodząc na popularny komunikator, sprawdziłam dostępność moich znajomych. Wybierając konkretną osobę, z którą zawsze mogłam porozmawiać, zaczęłam rozmowę wideo.
- Cześć Nawoon. - pomachała do mnie. Dziewczyna miała rozpuszczone włosy, białą koszulkę i czarne, luźne spodenki do połowy uda. W jej pokoju było jasno, co oznaczało poranek lub przedpołudnie. Ah, zapomniałam o zmianie czasowej. - przyznałam w duchu.
- Cześć słoneczko. - przywitałam ją równie radośnie. - Mam nadzieję, że cię nie obudziłam. Całkiem zapomniałam, że jesteście osiem stref czasowych za nami.
- Ostatnio wstaję trochę wcześniej niż zwykle. - przyznała, poprawiając się na fotelu. Wzięła laptopa na kolana i uśmiechnęła się miło. - Co u was? Opowiadaj.
- Somi, wszystko się wali. - przyznałam pocierając policzki. - W rezerwacie zaczyna brakować pieniędzy, odwiedzają mnie agenci, a do tego ktoś sabotuje moją pracę.
- Jasna cholera. - przeklęła pod nosem. - Chciałabym pomóc, ale nie do końca wiem jak.
- Nawet nie myśl o mieszaniu w to wszystko Jaebuma i Jinyounga. - zabroniłam jej.
- Nie wpadłabym na to bez twojej pomocy. - uniosła kąciki ust w delikatnym uśmiechu.
- Proszę, nie rób tego. - złożyłam dłonie jak do modlitwy. - Jeśli będę w kropce obiecuję, że pójdę do Jaebuma, dobrze?
Spojrzała na mnie, przymrużyła oczy i kiwnęła twierdząco głową.
- Niech będzie. - przyznała w końcu. - Ale ty obiecasz, że się nie załamiesz.
- Postanowione. - zdobyłam się na uśmiech. - A ty jak sobie radzisz?
- Tęsknię za wami. - poprawiła włosy. - Jak wszystko będzie na gruncie neutralnym, przyjedźcie.
- Postaramy się. - przytaknęłam. - Pewnie musisz już iść.
- Niestety. - posmutniała. - Odezwij się do mnie jeszcze kwiatuszku.
- Dobrze słońce. - uśmiechnęłam się. Pomachałam jej na pożegnanie i zakończyłam rozmowę. Odsuwając laptopa na bok, opadłam na poduszkę. Niech ten dzień się już skończy, proszę.

[ranek]


Budzik nerwowo sunął po półce, obwieszczając donośnie, że nadeszła pora pracy. Zerwałam się z łóżka i biegnąc do szafy, włożyłam podarte w kolanach spodnie. Biorąc pierwszą, lepszą, czarną bluzkę na długi rękaw, zbiegłam na dół. Włożyłam trampki na stopy i pośpiesznie zamykając dom, dotarłam do rezerwatu lekko spocona. Normując oddech, weszłam do biura i usiadłam w fotelu.
[...] Minęła kolejna godzina, a ja przeglądając kolejną fakturę załamałam ręce. Wczoraj wyglądało to źle. Dziś jednak przekonałam się, że rezerwat tonie wraz z kapitanem. Uderzyłam pięścią w stół, zwracając uwagę przechodzących korytarzem pracowników, którzy w mgnieniu oka zniknęli z budynku.
- Kurwa. - fuknęłam pod nosem, chowając dokumenty do teczki. Włożyłam je do sejfu i z powrotem wróciłam na fotel. Podparłam brodę kciukiem, a drugą rękę ułożyłam wzdłuż uda. Wzrok wbiłam w okno wychodzące na plac. Kilka osób kłębiło się przy fontannie. Kolejny gorący dzień, kolejny zbliżający rezerwat do bankructwa. Odepchnęłam się stopami od podłogi, przesuwając się do tyłu wraz z fotelem. Podniosłam się i nim zdążyłam wyjść, zadzwonił telefon. Spojrzałam na słuchawkę, wyciągając dłoń w jej stronę. Odebrałam.
- Sin Hyerim z Centralnego Ośrodka Pomocy Zwierzętom. - przedstawiła się. - Czy z panną Hong Nawoon mam przyjemność?
- Przy telefonie. - przytaknęłam.
- Otrzymaliśmy zgłoszenie od jednego z kłusowników. Ptactwo o numerach 96H1B, 94J2B oraz 93S03B zostały znalezione w prowincji Gangwon, w okolicy Nammyeon. - mówiła wyraźnie, literując każdy z numerów identyfikacyjnych ptaków.
- To bardzo daleko od Seulu. - przyznałam cicho. - Czy ten ktoś określił stan ptactwa?
- Niestety, osobniki zostały znalezione martwe. - powiedziała.
- D-dobrze. - zachwiałam się. Czując z boku ramiona Seunggi, odsunęłam się do przodu, powodując zapewne jego zaskoczenie. - D-do widzenia.
- Do widzenia. - odpowiedziała, rozłączając się. Odłożyłam telefon na biurko i odwracając się przodem do brata, odepchnęłam go.
- Rozumiem, że jesteś zrozpaczona, ale to nie jest powód, żeby mnie tak traktować. - przyznał poddenerwowany.
- Przyznaj się, że to ty wypuściłeś orły. - kolejny raz go popchnęłam. Tym razem chłopak zatrzymał się na szafce w rogu pokoju. Złapał mnie mocno za ramiona i przyciągnął bliżej siebie.
- Oszalałaś?! - krzyknął mi w twarz. - Sama to wymyśliłaś, czy ktoś ci pomógł? - spytał zły. Odwróciłam od niego wzrok, wpatrując się w ścianę po mojej prawej stronie. - Oczywiście, że ktoś ci pomógł. - sapnął. - Yoongi. - burknął pod nosem, mijając mnie. Odwróciłam się za nim. Nim zdążył wyjść, zacisnęłam pięści i ze łzami w oczach krzyknęłam:
- Ja mu wierzę!
Seunggi stanął, odwracając się po chwili i patrząc na mnie surowym wzrokiem, pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Idiotka. - powiedział. - Jeśli wierzysz temu kretynowi, to idź! - jego oczy zrobiły się szkliste. - Od dziś to on jest twoim bratem! - uderzył zwiniętą pięścią w ścianę na korytarzu i wyszedł na zewnątrz. Zanim to zrobił, rozpłakałam się. Zabrałam klucze od domu i czym prędzej wybiegłam z biura w jego stronę. Zakrywając twarz dłońmi, przebiegłam przez korytarz, aby ostatecznie zatopić twarz w poduszce na moim łóżku. Nie wiem ile czasu płakałam nim zaczęły piec mnie oczy, które tarłam nerwowo, próbując pozbyć się tego uczucia. Póki rozrywający ból głowy i zmęczenie dopadły mnie, przypłaszczając mnie do ciepłej pościeli. Czułam, że tracę siły, póki nie zasnęłam.
[...] Obudziło mnie delikatne pukanie do drzwi. Zmarszczyłam czoło, czując pulsujące skronie i spojrzałam w stronę drzwi. Pomrugałam żeby pozbyć się mgły, którą miałam przed oczyma i jęknęłam. W drzwiach stanęła babcia. Przechodząc powolnym, kulejącym krokiem do mojego łóżka, usiadła na jego rogu. W moim sercu zaszczepił się strach. Siwowłosa staruszka przypominała widmo.
- Babciu? - szepnęłam. Kobieta uśmiechnęła się, kładąc dłoń niedaleko mnie. Poczułam chłód bijący z jej strony, który wzdrygnął moim ciałem.
- Nawoon, pamiętasz co babcia mówiła Ci podczas treningów z dziadkiem? - spytała. Jej głos był taki sam jak go zapamiętałam. Unosił się lekko w powietrzu, a jego delikatność dorównywała jedwabiowi.
- Zwycięzcy robią to, czego przegranym się nie chciało. - przyznałam.
- Nawoon, gdybyś usłyszała tysiąc razy 'nie uda Ci się'. To wiesz co skarbie? - zatrzymała się na chwilę. - Rób nadal wszystko jak najlepiej potrafisz i pokaż, jak bardzo się mylili. - uśmiechnęła się. - Sukces jest największą, dostępną, ludzką zemstą.
- Ale.. - zbliżyłam się do niej, czując, że w momencie rozpłaczę się na jej widok. - ..boję się.
- Kochanie, puste kieszenie nigdy nie powstrzymały nikogo przed podjęciem działania. Mogą to zrobić tylko puste głowy i puste serca. - podniosła się, zmierzając w stronę drzwi.
- Babciu! - krzyknęłam. Staruszka zaś posłała mi uśmiech, a przy jej boku powstała delikatna poświata. Przybrała kształt dziadka, który spojrzał w jej oczy i złapał ją za rękę. Oboje wpatrywali się w obraz płaczącej z tęsknoty wnuczki, po chwili rozpływając się w powietrzu.
Otworzyłam oczy łapczywie czerpiąc powietrze. Gdy uspokoiłam już oddech, ponownie do moich oczy wkradły się łzy bezsilności. Ból głowy nadal mi dokuczał, podniosłam się jednak i cała zapłakana podeszłam do biurka. Zgarniając z blatu paczkę chusteczek, zbiegłam na dół. Wyszłam z dołu, zakładając na głowę czapkę z daszkiem. Twarz zakryłam czarną, przewiewną maseczką i podążając ze łzami na policzkach, usiadłam na ławce w parku kilka domów dalej. Trzęsącą się dłonią wyjęłam jedną z chusteczek i ocierając nią oczy, przyglądałam jej się, rozrywając jej brzegi. Moja głowa schylona była w dół, a oczy pozostawały przymknięte. Łzy co jakiś czas skapywały na szarą bluzę Hoseoka. Czując na sobie wzrok przechodniów, zauważyłam czarne trampki przede mną. Nieznajomy usiadł obok, kładąc mi rękę na plecach, po czym delikatnie nią poruszył, raz w górę, raz w dół, przyjemnie mnie uspokajając. Ocierając łzy, które nadal nie przestawały spływać z policzków, odwróciłam głowę w jego stronę. Pomimo maseczki, którą miał na twarzy i ciemnej czapce, jego oczy były znajome. Ten sam czekoladowy wzrok, który śnił mi się od dłuższego czasu. Widząc chłopaka, rozpłakałam się jeszcze bardziej, a on bez słowa skrył mnie w swoich ramionach. Delikatnie muskał włosy, dotykając przy ich końcach moich pleców. Wiedział czego potrzebuję i sam zdecydował mi to dać. Poczekał aż wypłaczę swój żal i złość, trochę się uspokoję. Zanim to nastąpiło, nastał wieczór.
- Już wszystko dobrze? - spytał. W jego głosie wyczułam nutę zmartwienia.
- Tak. - odpowiedziałam, lekko zachrypnięta. Odsunął mnie na długość ramion i spojrzał w poczerwieniałe oczy.
- Teraz opowiedz mi co się stało. - zaproponował.
- Rezerwat jest na skraju bankructwa. - przyznałam. - Nie wiem co mam robić.
- Dlatego kompletnie się rozkleiłaś? - spytał zaskoczony. Miałam wrażenie, że wcale nie obchodzi go to jak się czuję. W końcu mogłam to zrozumieć, nie miał z rezerwatem żadnych wspomnień.
- Śniła mi się babcia. - ponownie spojrzałam na swoje dłonie. - Zmarła kilka lat temu, tydzień po śmierci mojego dziadka, a swojego męża. W testamencie zapisała nam cały rezerwat, bo wiedziała, że razem z Seunggi damy sobie radę. - zatrzymałam się. - Zawsze powtarzała "Rób nadal wszystko jak najlepiej potrafisz". Dziś też tak zrobiła. Wtedy dotarło do mnie, że ją zawiodłam. Seunggi oskarżyłam o sabotowanie moich starań. Cholera, jego też zraniłam. - spojrzałam w stronę bruneta. Jego twarz była niewzruszona. - Nie chcę obarczać cię moimi problemami. Dziękuję, że mnie wysłuchałeś i przepraszam, pójdę już. - podniosłam się z ławki. Brunet wyciągnął dłoń w moją stronę, łapiąc w ostatniej chwili mój nadgarstek. Pociągnął mnie do tyłu szybko i dosyć mocno, tak żebym wylądowała w jego ramionach. Jedną dłonią zsunął swoją maseczkę pod brodę, robiąc to samo z moją, kierując dłoń na policzek. Drugą dłoń zaś trzymał w dolnej partii moich pleców.
- Nie odchodź, proszę. - powiedział cicho. I nim się obejrzałam jego usta zamknęły moje wargi w pocałunku.

czwartek, 1 czerwca 2017

1-1

[ranek]

Przeczesałam włosy szczotką z półki w łazience i wciągając na siebie spodnie i bluzę od Hoseoka, zeszłam na dół. Minęła godzina dziewiąta, nastał nowy dzień, nowe obowiązki już pukały do drzwi. Zjadłam szybkie śniadanie i biorąc w dłonie butelkę zimnej wody, wyszłam na zewnątrz. Słońce wzeszło wysoko, bezchmurne niebo zapowiadało kolejny gorący dzień. Idąc w stronę rezerwatu nie minęłam dużo osób. Wnętrze raziło pustkami, w biurze brakowało jednego pracownika, a Seunggi nadal krzątał się przy sowach. Nie chcąc przeszkadzać chłopakowi, przebrałam bluzę w zieloną, zasuwaną kurteczkę i przeszłam do sokołów. Nadzwyczaj spokojne ptaki siedziały w klatkach podczas gdy ja sprzątałam, uzupełniałam wodę i jedzenie. Kończąc obowiązki związane z ptactwem w rezerwacie, zabrałam swoją niebieską kartę i przechodząc za tyłu budynku, przejechałam nią po czytniku. Drzwi ustąpiły, a ja weszłam do środka, chroniąc się przed nadchodzącym upałem. Z radością wbiegłam na górę. Ostatnimi czasu orłami zajmowali się pracownicy. Ja sama nie miałam czasu zajrzeć do nich chodź na chwilę, więc ten moment był dla mnie na prawdę radosny. Wyszłam na dach, wdychając cieplejsze powietrze. Biorąc rękawicę z haka, na którym zawsze wisiała, przeszłam do klatek. Jak wielkie było moje zdziwienie gdy zauważyłam, że drzwiczki jednej z klatek są uchylone. Zajrzałam do środka. Pusto. Kolejne dwie klatki również ziały pustką. Rozglądając się dookoła zszokowana i zła, rzuciłam rękawicę pod drewniane obicia. Zbiegając na dół, popędziłam w stronę sów. Seunggi przeglądał przęsła niczym zawodowy spawacz.
- Znalazłeś tą kartę? - spytałam, zbierając włosy z mokrego czoło. Chłopak spojrzał na mnie, po czym wrócił do swojego zajęcia.
- Tak jak mówiłaś, leżała w biurku. - przytaknął.
- Wypuszczałeś orły z dachu? - spytałam, czując wzburzającą się niczym piana złość.
- Oszalałaś? - przyłożył dłoń do mojego czoła, jakby sprawdzał jego temperaturę. - Nie byłem u nich trzy dni. Stało się coś?
- Cholera, wszystkie klatki pootwierane, orłów nie ma! - krzyknęłam. - Zwołaj załogę, teraz!
Odwróciłam się, biegnąc w stronę biura. Wzięłam telefon, odkładając go po chwili zamyślenia i trzęsącą się dłonią wzięłam jedną tabletkę z opakowania w szufladzie. Cała załoga znalazła się u mnie w mgnieniu oka.
- Które z was pilnowało orłów na dachu przez ostatnie trzy dni? - spytałam, trąc skronie. Miałam wszystkiego serdecznie dość. Nie skończyłam z jednymi problemami, a kolejne piętrzyły się niczym góra. Dwójka młodych ludzi zgłosiła się poprzez potwierdzenie. Wyprosiłam resztę, pozostawiając ich w towarzystwie moim i Seunggi.
- Czy któreś z was zgubiło lub pożyczało swoje niebieskie karty komuś z zewnątrz? - spytał Seunggi, widząc moje złe samopoczucie. Oboje zaprzeczyli, kiwając tylko głowami.
- Stało się coś? - spytały jedno z nich. Spojrzałam w ich stronę, uderzając pięścią w biurko. Oboje wzdrygnęli.
- Orły zginęły! - krzyknęłam. - Jesteście niesubordynowani! - brunet powstrzymał mnie dłonią, dając mi do zrozumienia, że od teraz to on będzie mówił.
- Zadam wam jedno pytanie. - przyznał. - Co powinniście robić w rezerwacie?
- Wypełniać swoje obowiązki. - odpowiedzieli zgodnie.
- Tak się jednak nie stało. - powiedział. - Zostajecie zwolnieni dyscyplinarnie. Oddajcie swoje karty.
- Ależ szefie, to nie my. - bronił się jeden z nich.
- Nie interesują mnie wasze wyjaśnienia. - Seunggi wyciągnął otwartą dłoń w ich stronę. - Zostajecie pociągnięci do odpowiedzialności. - zabrał od nich identyfikatory. - Do widzenia. - powiedział, wskazując dłonią drzwi. Oboje wyszli z biura, idąc w stronę wyjścia. Odwróciłam głowę w stronę szafek, Seunggi jednak ukucnął obok fotela i złapał mnie za rękę. - Chciałaś żeby trafiły na wolność.
- Nie w ten sposób. - przyznałam, spoglądając na niego. Seunggi dotknął mojego policzka, pocierają go kciukiem.
- Wszystko z nimi dobrze, nie przejmuj się.
- Tak łatwo ci powiedzieć, bo to nie od ciebie zależy ich życie. - przetarłam czoło. - To moja wina. Gdyby miała więcej czasu..
- To nic byś więcej nie zrobiła. - przyznał. - Idź do domu, zajmę się wszystkim.
- Nie, zostanę. - odpowiedziałam, rozpinając kurtkę, zmieniając ją szybko na bluzę.
- Mam sam odstawić cię do domu? - zaproponował, mierząc mnie wzrokiem przez kilka sekund.
- No dobrze. - przytaknęłam niechętnie. Podniosłam się z fotela i kierując się do wyjścia, dostałam buziaka w czoło od Seunggi. Spojrzałam na zegar przy wyjściu. Minęła dwunasta. Obwieszczający ją kurant brzmiał staro i był ledwie słyszalny w głębszych częściach rezerwatu. Stanęłam przed bramką naszego domu i wyjęłam telefon. Nie wiem co mną kierowało gdy wybrałam numer Yoongiego, który odebrał już po pierwszym sygnale.
- Hej Yoongi. - powitałam go. Wiedziałam, że może być obojętny odkąd spięliśmy się w biurze. On jednak przywitał mnie z radością.
- Cześć Nawoon. - prawie słyszałam jego uśmiech. - Chcesz wpaść?
- Właśnie dlatego dzwonię. - przyznałam. - Mogłabym?
- Pewnie. - przytaknął. - Będę czekał. - rozłączył się. Przetoczyłam się pod drzwi ich dormy. Zadzwoniłam do środka. W drzwiach stanął fioletowo włosy. Nie pamiętając jak ma na imię, po prostu się uśmiechnęłam. Odwzajemnił go i wpuszczając mnie bez słowa do środka, zaprowadził pod pokój jak się okazało Yoongiego. Zapukałam.
Drzwi otworzyły się, ukazując w nich blondyna z szerokim uśmiechem. W pierwszej chwili nie wiedziałam co zrobić. Wsunęłam się w jego ramiona, kładąc głowę na prawym barku. Przymknęłam oczy, słysząc jego szybszy oddech. Nie czułam jego ramion do chwili póki mnie w nich nie zamknął, mocno przytulając. Uznając, że uspokoiłam trochę swoje emocje, odsunęłam się od niego. Chłopak założył mi włosy za jedno ucho i zaprosił do środka. Usiadłam na kanapie w rogu, spoglądając na wnętrze pokoju. Jego blond włosy były jedyną jasną rzeczą w pomieszczeniu. Wszystko zachowane w odcieniach czerni, raziło mnie w oczy. Nie byłam przyzwyczajona do ciemnych powierzchni, tym bardziej jeśli cały pokój był jedną, wielką, czarną plamą. Pomimo uczucia przytłoczenia, meble wyglądały elegancko.
- Stało się coś poważnego? - spytał po chwili. Oderwałam wzrok od ramek zawieszonych na ścianie, kierując go w stronę chłopaka.
- Ktoś sabotuje moje starania w rezerwacie. - przyznałam.
- O czym ty mówisz? - zdziwił się, poprawiając.
- Ostatnio zdechła nam sowa. - powiedziałam. - Teraz ktoś wypuścił moje orły. Jestem wściekła na samą siebie. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie mogę dać sobie rady z problemami.
- Podejrzewasz kto mógłby to zrobić? - spytał z poważną miną.
- Zwolniłam dziś dwójkę odpowiadających za to pracowników. - przyznałam.
- Nie sądzisz jednak, że mógł to być ktoś inny? - zapytał. Skoncentrowałam wzrok na jego wydętych policzkach.
- Kogo masz na myśli?
- Nie chcę nikogo oskarżać, ale...
- Myślisz o Seunggi? - podniosłam głos. Chłopak zawahał się chwilę, po czym kiwnął twierdząco głową. Zmarszczyłam czoło. - To nie może być on. - pokręciłam przecząco głową, nie chcąc wierzyć w przypuszczenia blondyna.
- Przecież jest twoim bratem. - powiedział. - Nie myśl o tym, to głupie.
Spojrzałam w stronę okna.
- Muszę już iść. - przyznałam, podnosząc się z kanapy.
- Poczekaj. - złapał mnie za nadgarstek. - Mam nadzieję, że to nie przeze mnie.
- Nie. - uśmiechnęłam się. - Mam jeszcze kilka faktur do zrobienia.
- Dobrze. - przytaknął. - Trzymaj się i częściej dzwoń.
Przytaknęłam, przytuliłam go i wyszłam z pokoju chłopaka. Mając nadzieję, że nie natknę się po drodze na Jimina, zbiegłam na dół. Miałam już wychodzić, gdy w przejściu stanął właśnie on. Kolejny piętrzący się kłopot.
- Czego chcesz? - spytałam, chcąc jak najszybciej pozbyć się chłopaka.
- Zastanawiam się co ty sobą reprezentujesz. - przyznał.
- Bary mleczne. - odpowiedziałam. Minęłam go z uśmiechem i wyszłam. Kolejny raz utarłam mu nosa, zostawiając mu zagadkę. Pośpieszyłam w drogę powrotną do domu, przywołując rozmowę z Yoongim. A co jeśli miał rację? Przez chwilę próbowałam wytłumaczyć wszystko co dzieje się w rezerwacie niesubordynacją jego pracowników. Po chwili jednak rozważałam oskarżenia Yoongiego. Jeśli Seunggi jest za to odpowiedzialny, nigdy mu nie wybaczę.

1-0

Schodząc ze schodów, drogę zastąpił mi Jimin.
- Myślę, że mógłbym cię uszczęśliwić. - przyznał swoim głębokim głosem. Uśmiechnął się wulgarnie i mrugnął w moją stronę.
- A co? Wychodzisz? - spytałam poddenerwowana, odpychając chłopaka. Słyszałam ciche sapnięcie za plecami, czując po chwili mocny uścisk na ramieniu, który cofnął mnie do tyłu. Upadając chwyciłam za kurtkę Jimina, zatrzymując się w jego ramionach. Spojrzałam w jego oczy, widząc w nich delikatny błysk. Jakby cała bariera, która chroniła go od zła, którą sam powołał do życia, w tej chwili pękła, sypiąc się na podłogę. Otworzył usta.
- Nigdy nie zabiłem człowieka, ale przeczytałem wiele nekrologów z satysfakcją. - przyznał, podnosząc mnie do góry. - Twój będzie następny. - wskazał palcem w moją stronę i znikając na schodach, pozostawił mnie samą na dole. Biorąc najbliższy przedmiot obok mojej dłoni, machnęłam nim, zrzucając go na podłogę.
- Kretyn! - krzyknęłam, odwracając się na pięcie i opuszczając dormę, podążyłam w stronę domu.

[środa]

Siedziałam przy biurku nieco zmęczona. Zadręczając się sprawami rezerwatu trzecią noc z rzędu, nie spałam zbyt długo. Biorąc tabletki na uspokojenie, które z resztą nie pomagały, sprawiały, że byłam otępiała. Odkąd pokłóciłam się z Seunggi, nie zamieniłam z nim słowa, nie minęłam go w domu. Starannie go unikałam, a on unikał mnie. W końcu jednak będziemy musieli porozmawiać, póki co, żadne z nas nie chciało zebrać się do tej czynności. Rozłożyłam dokumenty na biurku, próbując skupić się na rzeczach ważnych, przetarłam twarz. Gdybym tak mogła zdrzemnąć się na kilka minut. - pomyślałam, układając głowę na ramionach, które wyciągnęłam na biurku. Przymknęłam oczy na chwilę, czując jak zmęczenie otula mnie z każdej strony niczym ciepła kołdra. Wypuściłam powietrze nosem.
- Nawoon. - czyjaś dłoń delikatnie szturchnęła mnie w ramię. Podniosłam głowę, niechętnie otwierając oczy. Blondyn klęczał obok biurka, ściskając w dłoni małą, papierową torbę. Drugą zaś podtrzymywał tackę z dwoma napojami.
- Hej Yoongi. - zdobyłam się na uśmiech, przeciągając. - Usiądź. - przeciągnęłam się i składając kartki, którymi powinnam się zająć, schowałam je do szuflady.
- Pomyślałem, że będziesz miała ochotę zjeść. - przyznał, podając mi zawiniątko wraz z kubkiem.
- Dziękuję. - przyznałam. Odłożyłam jedzenie na bok, upijając łyk z kubka, który mi podarował, z ulgą stwierdziłam, że to mrożona herbata. Biorąc do rąk małe pudełeczko, wyjęłam ze środka tabletka i nim połknęłam zawartość mojej dłoni, Yoongi zabrał ode mnie pudełko.
- Oszalałaś? - spytał, pokazując mi etykietę. - To są bardzo silne leki. Nie powinnaś brać ich w taki upał.
- Nie rozkazuj mi, dobrze? - spytałam, nie chcąc słyszeć jego odpowiedzi. Chłopak oddał mi pudełko i podniósł się z krzesełka.
- Pójdę już, cześć. - wyszedł bez zbędnych pożegnań. Machnęłam na niego ręką i wracając do dokumentów, które musiałam przejrzeć, z przerażeniem odkryłam, że od jakiegoś czasu rezerwat zaczyna przynosić rekordowo małe zyski. Lustrując wzrokiem każdą z tabelek, uzupełniłam kosztorys, podtrzymując ciążącą mi głowę.
- Dzień dobry. - usłyszałam od strony drzwi. Podniosłam wzrok.
- Witam panie Eunkwang. - przywitałam go.
- Przyszedłem porozmawiać. - przyznał. Wskazałam więc krzesełko przed biurkiem i wsłuchałam się w każde słowo mężczyzny. - Mają państwo jakieś problemy?
- Do czego pan zmierza? - spytałam.
- Nie widziałem tu zbyt wielu ludzi od ostatniego tygodnia. - przyznał.
- To pańska sprawka? - zwątpiłam, czy to rzeczywiście mógł być przypadek.
- Przyszedłem zaproponować pani nieco wyższą kwotę. - powiedział w końcu.
- Powtórzę to po raz kolejny panie Min Eunkwang. Nasz rezerwat nie jest wystawiony na sprzedaż. - podniosłam się z fotela, opierając dłonie na blacie biurka i pochylając się lekko do przodu, oderwałam jedną dłoń, wskazując nią drzwi. - Nie życzę sobie pańskich odwiedzin. Do widzenia.
Mężczyzna po raz kolejny podrzucił mi na biurko umowę sprzedaży, a sam wyszedł bez słowa. Potarłam skronie palcami, czując piekący ból w ich okolicy i opadłam na fotel. Co za natręt. - pomyślałam, drąc umowę na małe kawałeczki i wyrzucając ją do kosza wróciłam do dokumentów. Westchnęłam się, nie mogąc po raz kolejny skupić się na jedynej pracy, którą miałam zaplanowaną tego dnia. Schowałam dokumenty do sejfu i dając wolne jednocześnie umysłowi, postanowiłam porządnie odpocząć. Wyjęłam telefon i wybierając numer Somi, nie udało mi się z nią połączyć. Wracając do domu, miałam wrażenie, że gdzieś w tłumie widzę Hoseoka. Pozbyłam się go jednak i nim otworzyłam drzwi do domu, byłam wykończona. Zdejmując buty w korytarzu, sunęłam do pokoju niczym cień. Rozebrałam się i wchodząc pod prysznic, dałam spłukać z siebie ciężar dzisiejszego dnia. Zawijając włosy w ręcznik, ubrałam czystą bieliznę i nim zdążyłam włożyć piżamę, leżałam na łóżku. Czując zapach nowej pościeli domyśliłam się, że mama przed wyjazdem musiała ją zmienić. Przymknęłam oczy i wyciągając ręce przed siebie, zasnęłam.

[ranek]

Nastał nowy dzień. Usłyszałam dzwonek moje telefonu. Przeciągając się na łóżku, wyciągnęłam dłoń w stronę dzwoniącej komórki. Odebrałam nie spoglądają na przyczynę mojej porannej pobudki.
- Tak? - spytałam, przecierając dłonią jedno oko. Po drugiej stronie panowała cisza. Dopiero po chwili usłyszałam znajomy głos.
- Halo, Nawoon, to ja, Taehyung. - powiedział.
- Czego chcesz? - spytałam.
- Porozmawiać. - przyznał.
- Myślisz, że zapomniałam co zrobiłeś Seunggi? - nie oczekiwałam jego odpowiedzi. - Daj nam spokój, cześć. - rozłączyłam się, wyłączając telefon. Podniosłam się z łóżka i podeszłam do szafy. Mijała dziesiąta, a ja zamiast być w pracy, nadal znajdowałam się w swoim pokoju. Niechętnie włożyłam na siebie ubrania i wychodząc z domu, zapomniałam telefonu. Nie przejmując się brakiem komórki, potruchtałam do rezerwatu, chroniąc się w biurze. Seunggi siedział przy moim biurku, przeglądając dokumenty.
- Hej Seunggi. - rzuciłam przy wejściu, odkładając czapkę z daszkiem na półkę w rogu.
- Cześć siostro. - odpowiedział, nie odrywając wzroku od tabel. - Mamy trochę problemów, prawda? - wskazał palcem na podsumowanie miesiąca.
- Dam radę. - przyznałam. Chyba sama nie wierzyłam w te słowa. Seunggi odszedł od biurka, rozglądając się dookoła. - Szukasz czegoś? - spytałam, siadając w fotelu, który kilka sekund zajmował chłopak.
- Nie widziałaś błękitnej karty? - spytał
- Może zostawiłeś ją w domu. - podpowiedziałam. Brunet spojrzał w moją stronę.
- Poszukam jej jak wrócę. - przyznał z uśmiechem. - Do zobaczenia.
- Do zobaczenia. - odpowiedziałam, próbując uprzątnąć stos faktur, które zostawił w nieładzie. Podpierając głowę na ramieniu, przecierałam oczy. Moje ciało nadal wołało o kilka dodatkowych godzin snu, pomimo tego nie mogłam pozwolić sobie na przerwę. Uzupełniając faktury, dopatrzyłam się kolejnych upływów jakże potrzebnej teraz gotówki. Ciężko westchnęłam, obiecując sobie, że zawalczę do końca, nie tylko ze względu na troskę o wszystkie zwierzęta, zaś pamięć o dziadkach, którzy oddali mu całe swoje życie. Zawsze możesz poprosić o pomoc swoich rodziców. - przyznała kiedyś Somi. Wiele razy rozważałam tę możliwość, dochodząc do późniejszego wniosku - nie poddam się. I tak wszystko toczyło się dobrze, do ostatniego czasu. Rezerwat przynosił więcej strat niż zysków. Jeśli tak dalej będzie, doprowadzi nas do bankructwa.
Potarłam skronie, zamykając teczkę, odsunęłam ją na bok i biorąc butelkę z wodą, która stała obok nóżki biurka, upiłam łyk ze środka. Nie możesz się poddać dziewczyno. - powiedziałam pod nosem, wracając do pracy.
[...] Zamykając bramę rezerwatu, przeszłam na drugą stronę ulicy. Snując się pustoszejącą ulicą, skręciłam do jednego ze sklepików, płacąc za mrożoną herbatę tylko kilka wonów. Udając się w stronę domu, popijałam zimny napój, odchodząc myślami gdzieś daleko. Chcąc odciągnąć się od wszystkich zmartwień, usiadłam na ławce przed domem i unosząc głowę do góry, spojrzałam w ciemniejące niebo. Gdzieś w pojawiających się na niebie gwiazdach zobaczyłam twarz bruneta. Jego brązowe oczy po raz kolejny przypominały mi gorzką czekoladę, a delikatne zagłębienia w policzkach ukazały się dopiero w trakcie uśmiechu. Odwzajemniłam jego zmyślony uśmiech, czując jak moje serce przyśpiesza. Moja reakcja nie była do końca oczywista, nawet się nie znaliśmy. Pomimo tego wiedziałam jedno. Podobał mi się. Schyliłam głowę, odrywając wzrok od wizerunku chłopaka, dokończyłam herbatę i schowałam się w domu. Skarciłam się. Nie mogłam robić sobie nadziei, musiałam skupić się na najważniejszej teraz rzeczy, którą był rezerwat. Wyrzucając kubek do kosza, skierowałam się do pokoju, mijając po drodze Seunggi.
- I jak, znalazłeś? - spytałam
- Przeszukałem cały dom i nadal nic. - odpowiedział. - Ubiorę się zaraz i jeszcze raz pójdę do biura.
- Zrobisz to jutro. - odpowiedziałam, przytrzymując się poręczy. - Może leży gdzieś pod teczkami w szufladzie twojego biurka, a ty się tym zadręczasz.
- Może i masz rację. - przytaknął.
- Pewnie, że mam. - uśmiechnęłam się i weszłam do pokoju.