piątek, 2 czerwca 2017

1-2

Przysiadłam na łóżku, biorąc w dłonie chusteczki i wydmuchując w nie nos, wyrzuciłam je do kosza. Próbując ochłonąć, oparłam plecy o ścianę i podciągnęłam kolana pod brodę. Mijała godzina szesnasta, Seunggi nadal był w rezerwacie, a ja siedziałam w domu, nie wiedząc do końca co mam myśleć o zbiegach okoliczności w parku - jeśli tak można to nazwać. Biorąc z biurka laptopa, włączyłam go i wchodząc na popularny komunikator, sprawdziłam dostępność moich znajomych. Wybierając konkretną osobę, z którą zawsze mogłam porozmawiać, zaczęłam rozmowę wideo.
- Cześć Nawoon. - pomachała do mnie. Dziewczyna miała rozpuszczone włosy, białą koszulkę i czarne, luźne spodenki do połowy uda. W jej pokoju było jasno, co oznaczało poranek lub przedpołudnie. Ah, zapomniałam o zmianie czasowej. - przyznałam w duchu.
- Cześć słoneczko. - przywitałam ją równie radośnie. - Mam nadzieję, że cię nie obudziłam. Całkiem zapomniałam, że jesteście osiem stref czasowych za nami.
- Ostatnio wstaję trochę wcześniej niż zwykle. - przyznała, poprawiając się na fotelu. Wzięła laptopa na kolana i uśmiechnęła się miło. - Co u was? Opowiadaj.
- Somi, wszystko się wali. - przyznałam pocierając policzki. - W rezerwacie zaczyna brakować pieniędzy, odwiedzają mnie agenci, a do tego ktoś sabotuje moją pracę.
- Jasna cholera. - przeklęła pod nosem. - Chciałabym pomóc, ale nie do końca wiem jak.
- Nawet nie myśl o mieszaniu w to wszystko Jaebuma i Jinyounga. - zabroniłam jej.
- Nie wpadłabym na to bez twojej pomocy. - uniosła kąciki ust w delikatnym uśmiechu.
- Proszę, nie rób tego. - złożyłam dłonie jak do modlitwy. - Jeśli będę w kropce obiecuję, że pójdę do Jaebuma, dobrze?
Spojrzała na mnie, przymrużyła oczy i kiwnęła twierdząco głową.
- Niech będzie. - przyznała w końcu. - Ale ty obiecasz, że się nie załamiesz.
- Postanowione. - zdobyłam się na uśmiech. - A ty jak sobie radzisz?
- Tęsknię za wami. - poprawiła włosy. - Jak wszystko będzie na gruncie neutralnym, przyjedźcie.
- Postaramy się. - przytaknęłam. - Pewnie musisz już iść.
- Niestety. - posmutniała. - Odezwij się do mnie jeszcze kwiatuszku.
- Dobrze słońce. - uśmiechnęłam się. Pomachałam jej na pożegnanie i zakończyłam rozmowę. Odsuwając laptopa na bok, opadłam na poduszkę. Niech ten dzień się już skończy, proszę.

[ranek]


Budzik nerwowo sunął po półce, obwieszczając donośnie, że nadeszła pora pracy. Zerwałam się z łóżka i biegnąc do szafy, włożyłam podarte w kolanach spodnie. Biorąc pierwszą, lepszą, czarną bluzkę na długi rękaw, zbiegłam na dół. Włożyłam trampki na stopy i pośpiesznie zamykając dom, dotarłam do rezerwatu lekko spocona. Normując oddech, weszłam do biura i usiadłam w fotelu.
[...] Minęła kolejna godzina, a ja przeglądając kolejną fakturę załamałam ręce. Wczoraj wyglądało to źle. Dziś jednak przekonałam się, że rezerwat tonie wraz z kapitanem. Uderzyłam pięścią w stół, zwracając uwagę przechodzących korytarzem pracowników, którzy w mgnieniu oka zniknęli z budynku.
- Kurwa. - fuknęłam pod nosem, chowając dokumenty do teczki. Włożyłam je do sejfu i z powrotem wróciłam na fotel. Podparłam brodę kciukiem, a drugą rękę ułożyłam wzdłuż uda. Wzrok wbiłam w okno wychodzące na plac. Kilka osób kłębiło się przy fontannie. Kolejny gorący dzień, kolejny zbliżający rezerwat do bankructwa. Odepchnęłam się stopami od podłogi, przesuwając się do tyłu wraz z fotelem. Podniosłam się i nim zdążyłam wyjść, zadzwonił telefon. Spojrzałam na słuchawkę, wyciągając dłoń w jej stronę. Odebrałam.
- Sin Hyerim z Centralnego Ośrodka Pomocy Zwierzętom. - przedstawiła się. - Czy z panną Hong Nawoon mam przyjemność?
- Przy telefonie. - przytaknęłam.
- Otrzymaliśmy zgłoszenie od jednego z kłusowników. Ptactwo o numerach 96H1B, 94J2B oraz 93S03B zostały znalezione w prowincji Gangwon, w okolicy Nammyeon. - mówiła wyraźnie, literując każdy z numerów identyfikacyjnych ptaków.
- To bardzo daleko od Seulu. - przyznałam cicho. - Czy ten ktoś określił stan ptactwa?
- Niestety, osobniki zostały znalezione martwe. - powiedziała.
- D-dobrze. - zachwiałam się. Czując z boku ramiona Seunggi, odsunęłam się do przodu, powodując zapewne jego zaskoczenie. - D-do widzenia.
- Do widzenia. - odpowiedziała, rozłączając się. Odłożyłam telefon na biurko i odwracając się przodem do brata, odepchnęłam go.
- Rozumiem, że jesteś zrozpaczona, ale to nie jest powód, żeby mnie tak traktować. - przyznał poddenerwowany.
- Przyznaj się, że to ty wypuściłeś orły. - kolejny raz go popchnęłam. Tym razem chłopak zatrzymał się na szafce w rogu pokoju. Złapał mnie mocno za ramiona i przyciągnął bliżej siebie.
- Oszalałaś?! - krzyknął mi w twarz. - Sama to wymyśliłaś, czy ktoś ci pomógł? - spytał zły. Odwróciłam od niego wzrok, wpatrując się w ścianę po mojej prawej stronie. - Oczywiście, że ktoś ci pomógł. - sapnął. - Yoongi. - burknął pod nosem, mijając mnie. Odwróciłam się za nim. Nim zdążył wyjść, zacisnęłam pięści i ze łzami w oczach krzyknęłam:
- Ja mu wierzę!
Seunggi stanął, odwracając się po chwili i patrząc na mnie surowym wzrokiem, pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Idiotka. - powiedział. - Jeśli wierzysz temu kretynowi, to idź! - jego oczy zrobiły się szkliste. - Od dziś to on jest twoim bratem! - uderzył zwiniętą pięścią w ścianę na korytarzu i wyszedł na zewnątrz. Zanim to zrobił, rozpłakałam się. Zabrałam klucze od domu i czym prędzej wybiegłam z biura w jego stronę. Zakrywając twarz dłońmi, przebiegłam przez korytarz, aby ostatecznie zatopić twarz w poduszce na moim łóżku. Nie wiem ile czasu płakałam nim zaczęły piec mnie oczy, które tarłam nerwowo, próbując pozbyć się tego uczucia. Póki rozrywający ból głowy i zmęczenie dopadły mnie, przypłaszczając mnie do ciepłej pościeli. Czułam, że tracę siły, póki nie zasnęłam.
[...] Obudziło mnie delikatne pukanie do drzwi. Zmarszczyłam czoło, czując pulsujące skronie i spojrzałam w stronę drzwi. Pomrugałam żeby pozbyć się mgły, którą miałam przed oczyma i jęknęłam. W drzwiach stanęła babcia. Przechodząc powolnym, kulejącym krokiem do mojego łóżka, usiadła na jego rogu. W moim sercu zaszczepił się strach. Siwowłosa staruszka przypominała widmo.
- Babciu? - szepnęłam. Kobieta uśmiechnęła się, kładąc dłoń niedaleko mnie. Poczułam chłód bijący z jej strony, który wzdrygnął moim ciałem.
- Nawoon, pamiętasz co babcia mówiła Ci podczas treningów z dziadkiem? - spytała. Jej głos był taki sam jak go zapamiętałam. Unosił się lekko w powietrzu, a jego delikatność dorównywała jedwabiowi.
- Zwycięzcy robią to, czego przegranym się nie chciało. - przyznałam.
- Nawoon, gdybyś usłyszała tysiąc razy 'nie uda Ci się'. To wiesz co skarbie? - zatrzymała się na chwilę. - Rób nadal wszystko jak najlepiej potrafisz i pokaż, jak bardzo się mylili. - uśmiechnęła się. - Sukces jest największą, dostępną, ludzką zemstą.
- Ale.. - zbliżyłam się do niej, czując, że w momencie rozpłaczę się na jej widok. - ..boję się.
- Kochanie, puste kieszenie nigdy nie powstrzymały nikogo przed podjęciem działania. Mogą to zrobić tylko puste głowy i puste serca. - podniosła się, zmierzając w stronę drzwi.
- Babciu! - krzyknęłam. Staruszka zaś posłała mi uśmiech, a przy jej boku powstała delikatna poświata. Przybrała kształt dziadka, który spojrzał w jej oczy i złapał ją za rękę. Oboje wpatrywali się w obraz płaczącej z tęsknoty wnuczki, po chwili rozpływając się w powietrzu.
Otworzyłam oczy łapczywie czerpiąc powietrze. Gdy uspokoiłam już oddech, ponownie do moich oczy wkradły się łzy bezsilności. Ból głowy nadal mi dokuczał, podniosłam się jednak i cała zapłakana podeszłam do biurka. Zgarniając z blatu paczkę chusteczek, zbiegłam na dół. Wyszłam z dołu, zakładając na głowę czapkę z daszkiem. Twarz zakryłam czarną, przewiewną maseczką i podążając ze łzami na policzkach, usiadłam na ławce w parku kilka domów dalej. Trzęsącą się dłonią wyjęłam jedną z chusteczek i ocierając nią oczy, przyglądałam jej się, rozrywając jej brzegi. Moja głowa schylona była w dół, a oczy pozostawały przymknięte. Łzy co jakiś czas skapywały na szarą bluzę Hoseoka. Czując na sobie wzrok przechodniów, zauważyłam czarne trampki przede mną. Nieznajomy usiadł obok, kładąc mi rękę na plecach, po czym delikatnie nią poruszył, raz w górę, raz w dół, przyjemnie mnie uspokajając. Ocierając łzy, które nadal nie przestawały spływać z policzków, odwróciłam głowę w jego stronę. Pomimo maseczki, którą miał na twarzy i ciemnej czapce, jego oczy były znajome. Ten sam czekoladowy wzrok, który śnił mi się od dłuższego czasu. Widząc chłopaka, rozpłakałam się jeszcze bardziej, a on bez słowa skrył mnie w swoich ramionach. Delikatnie muskał włosy, dotykając przy ich końcach moich pleców. Wiedział czego potrzebuję i sam zdecydował mi to dać. Poczekał aż wypłaczę swój żal i złość, trochę się uspokoję. Zanim to nastąpiło, nastał wieczór.
- Już wszystko dobrze? - spytał. W jego głosie wyczułam nutę zmartwienia.
- Tak. - odpowiedziałam, lekko zachrypnięta. Odsunął mnie na długość ramion i spojrzał w poczerwieniałe oczy.
- Teraz opowiedz mi co się stało. - zaproponował.
- Rezerwat jest na skraju bankructwa. - przyznałam. - Nie wiem co mam robić.
- Dlatego kompletnie się rozkleiłaś? - spytał zaskoczony. Miałam wrażenie, że wcale nie obchodzi go to jak się czuję. W końcu mogłam to zrozumieć, nie miał z rezerwatem żadnych wspomnień.
- Śniła mi się babcia. - ponownie spojrzałam na swoje dłonie. - Zmarła kilka lat temu, tydzień po śmierci mojego dziadka, a swojego męża. W testamencie zapisała nam cały rezerwat, bo wiedziała, że razem z Seunggi damy sobie radę. - zatrzymałam się. - Zawsze powtarzała "Rób nadal wszystko jak najlepiej potrafisz". Dziś też tak zrobiła. Wtedy dotarło do mnie, że ją zawiodłam. Seunggi oskarżyłam o sabotowanie moich starań. Cholera, jego też zraniłam. - spojrzałam w stronę bruneta. Jego twarz była niewzruszona. - Nie chcę obarczać cię moimi problemami. Dziękuję, że mnie wysłuchałeś i przepraszam, pójdę już. - podniosłam się z ławki. Brunet wyciągnął dłoń w moją stronę, łapiąc w ostatniej chwili mój nadgarstek. Pociągnął mnie do tyłu szybko i dosyć mocno, tak żebym wylądowała w jego ramionach. Jedną dłonią zsunął swoją maseczkę pod brodę, robiąc to samo z moją, kierując dłoń na policzek. Drugą dłoń zaś trzymał w dolnej partii moich pleców.
- Nie odchodź, proszę. - powiedział cicho. I nim się obejrzałam jego usta zamknęły moje wargi w pocałunku.